piątek, 18 listopada 2022

Olga Sarzyńska o "Alicji w Krainie Snów"

5 listopada 2022 roku na Scenie Głównej Teatru Ateneum premierę miała „Alicja w Krainie Snów” - specjalnie napisana dla ATENEUM sztuka dwojga autorów: dramatopisarki Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk i reżysera Wawrzyńca Kostrzewskiego, zainspirowanych słynną „Alicją w Krainie Czarów” Lewisa Carrolla. W roli Alicji będziemy oglądać Katarzynę Ucherską.

Z dwuczęściowej powieści autorzy pozostawili główny wątek - przygody dziewczynki w wyimaginowanym świecie ludzi i zwierząt zaludniających fantazję nadwrażliwego dziecka. Spektakl dla nastolatków, ich rodziców i wychowawców, którzy stęsknili się za Alicją, jest zaproszeniem do wspólnej podróży po podziemnym świecie Białego Królika, Kota z Cheshire, Kapelusznika, Myszy, Gąsienicy, Króla, Królowej i Księżnej.



O nowym spektaklu rozmawiamy z Olgą Sarzyńską, która wciela się w postać Królowej Kier.

Jaka to będzie Alicja?

Zupełnie odmienna, o innym spojrzeniu. Scenariusz został napisany specjalnie na zamówienie naszego teatru przez Małgorzatę Sikorską-Miszczuk i Wawrzyńca Kostrzewskiego. Jest to nowa odsłona „Alicji w Krainie Czarów”. Oczywiście jest bardzo dużo wątków i postaci, są żywcem zaczerpnięte z tej fantastycznej książki. Natomiast spektakl kierujemy do widza nastoletniego, ale jest również - moim zdaniem - dla dorosłych. Sam spektakl jest bardzo wielowymiarowy i dotyka wielu aspektów naszego życia, naszego dorastania, a przede wszystkim dzieciństwa.

Co jest w tym najważniejsze?

Takim najważniejszym motywem jest pudełko z dzieciństwa. To, co każdy z nas chował w swoim pudełku z dzieciństwa: wspomnienia, gałązka, zasuszony motyl, którego trzymaliśmy, gdy byliśmy mali. To są także ludzie, o których pamiętamy, sytuacje, obrazy, które pozostają w nas przez całe życie. Nie są dopełnione historiami, są to bardziej zdjęcia, które byśmy zrobili i one z nami zostały. Czy dobre czy złe, chowamy to w pudełku. Spektakl stawia takie pytanie, czy warto z tymi wspomnieniami iść w dorosłe życie i rozgrzebywać je na nowo, otwierając to pudełko, czy jednak warto zakończyć, zamknąć je i schować pod łóżko i iść do przodu.

I znaleźliście odpowiedź?

Myślę, że każdy będzie mógł sobie po tym spektaklu odpowiedzieć na to pytanie. Spektakl jest o dorastaniu, o spotykaniu różnych ludzi, o tych, którzy chcą nam pomóc, ale i o tych, którzy chcą nam przeszkodzić. Niektórzy sami są straszliwie sfrustrowani i tę frustrację przerzucają na nas. Dotyczy także tych wszystkich naszych pierwszych razów, pierwszej miłości, pierwszych spotkań z różnymi osobami. Alicja poznaje tu miłość, i to, co za sobą niesie. Czy jest trwała i na zawsze, czy jest tylko mgnieniem, a nam się wydaje, że jest w tym momencie całym światem. Wielu aspektów ten spektakl dotyka i jest bardzo osobisty dla twórców, czyli dla Wawrzyńca i dla Małgosi, którzy też kilka wątków zaczerpnęli ze swojego życia. To wszystko przybliża nas do takiej prawdy, a wiadomo, że jest to niebywale trudne w takiej sztuce jak „Alicja…”, gdzie wszystko jest absurdem. My, aktorzy, szukaliśmy tych postaci, żeby były bardzo blisko człowieka, bliskie nam. Sama Alicja grana przez Kasię Ucherską jest młodą dziewczyną, jeszcze nastolatką, ale nie jest słodką blondynką, i taka która wszystkiemu się dziwi, tylko rozmawia z tymi postaciami, które spotyka, i denerwuje się, dlaczego oni są tacy. Dlaczego są sfrustrowani i dlaczego są nieszczęśliwi.

Czy to jest spektakl dla ludzi o dużej wyobraźni i wrażliwości?

Spektakl jest multimedialny i pozwala nam tę wyobraźnię wyzwolić. Mamy tutaj ogromną machinę projekcji, wizualizacji, więc pomaga nam to uruchomić wyobraźnię, ale myślę, że każdy gdzieś w którymś z tych wątków znajdzie coś, co go wzruszy.

Jak długo pracowaliście nad spektaklem?

Dwa miesiące. Na bieżąco dokonywaliśmy poprawek. Ja gram Królową Kier i moja scena była rozpisywana chyba pięć razy, bo ciągle coś nie grało. My też coś dokładaliśmy od siebie, postaci przeszły przez nas. Wawrzyniec, pisząc tę sztukę, miał przed oczami już konkretnych aktorów. Role napisane są specjalnie dla każdego z tych aktorów. To jest ogromnie miłe wiedzieć, że ktoś dla nas pisze rolę. Spektakl będzie cały czas dojrzewał, w miarę grania. Ja też coraz bardziej poznaję ten świat Alicji, swoją postać. Czytam tę książkę mojej 5-letniej córce, która jest powieścią zachwycona. Zapraszam serdecznie na spektakl – dodaje Olga Sarzyńska.



Rozmawiała Małgorzata Gotowiec

Teatr Ateneum w Warszawie
„Alicja w Krainie Snów”, scenariusz Małgorzata Sikorska-Miszczuk, Wawrzyniec Kostrzewski, reżyseria Wawrzyniec Kostrzewski
Olga Sarzyńska, foto Krzysztof Bieliński

W obsadzie: Katarzyna Ucherska, Olga Sarzyńska, Emilia Komarnicka-Klynstra, Maria Ciunelis, Dorota Nowakowska, Wojciech Brzeziński, Bartłomiej Nowosielski, Dariusz Wnuk i Przemysław Bluszcz.

Spektakl widziała 9 listopada Małgosia
Najbliższe spektakle – 6, 7, 8, 10 i 11 grudnia

wtorek, 18 października 2022

Mateusz Kmiecik o premierze „Dekalogu” w Teatrze Narodowym

Wojciech Faruga już po raz drugi reżyseruje spektakl w Teatrze Narodowym w Warszawie. Po "Matce Joannie od Aniołów" sięga teraz po ikoniczne dzieło polskiego filmu, ponownie przemyślane po trzydziestu pięciu latach od powstania – Dekalog - Krzysztofa Kieślowskiego i Krzysztofa Piesiewicza. Dziesięć przykazań – drogowskaz, a zarazem trudne życiowe zadanie. O nowej sztuce sceny narodowej rozmawiamy z odtwórcą jednej z ról, aktorem młodej generacji Mateuszem Kmiecikiem.



Dekalog – jak to dziś z nim jest?

Powiem szczerze, że w warstwie scenariuszowej trochę się zmienił. Jednak w warstwie emocjonalnej, ludzkiej, społecznej, to jest w dalszym ciągu - niestety – bardzo aktualne. Cały czas rodzice zostawiają swoje dzieci, cały czas są niesprawiedliwe wyroki, świat jest zaburzony i nie widzimy w tym wszystkim tego co jest najważniejsze – człowieka – mówi w rozmowie z nami aktor Teatru Narodowego Mateusz Kmiecik. - Funkcjonuje taki system, który nas - za przeproszeniem - dojeżdża. Przeglądając każde przykazanie widzimy w nich samych siebie i nie wygląda to dobrze. Oby ten Dekalog przedstawiony przez nas, otworzył nam wszystkim oczy, może po obejrzeniu stwierdzimy, że czasem warto zrobić krok do tyłu i spojrzeć na to wszystko z innej perspektywy – kończy myśl Mateusz.

Przenieść scenariusz filmowy na scenę pewnie nie było łatwo?

Wojtek Faruga z Julią Holewińską starali się oddać w pełni "Dekalog" Kieślowskiego. Mówię o wszystkich częściach 10 przykazań, ale rzecz jasna, trzeba było wybrać najistotniejsze wątki z każdego filmu i przełożyć je na język teatralny. W teatrze nie da się opowiadać językiem czysto filmowym. Trzeba dodać trochę abstrakcji, czasem formy, ale jest dużo realizmu, który się nadaje typowo pod kamerę, bo ten tekst tak jest skrojony. Polega na wielu emocjach, które w nas się kłębią. Jest pod kamerę fenomenalny, ale uważam, że zrobiliśmy tu kawałek dobrej roboty i na deskach teatru to się będzie dobrze czytało.

Ciekawe co by pan Kieślowski powiedział o Waszej pracy?

Rozmawialiśmy o tym. Zastanawialiśmy się, czy by się na nas obraził, czy też stwierdził, że zrobiliśmy coś wartościowego. Krótka anegdota mi się przypomina. Kiedyś robiliśmy czytanie "Pana Tadeusza" - w pełni bez skreślenia - przyszedł Andrzej Wajda do teatru Narodowego i powiedział, że gdyby wiedział, że ten tekst jest tak zabawny, to by zrobił inny film. Dlatego jest wielce prawdopodobne, że gdyby dziś śp. pan Kieślowski przyszedł do nas, to może też powiedziałby podobne słowa.

Jak przebiegała Wasza praca? Czy reżyser był otwarty na propozycje?

W tym zespołem mieliśmy już okazję pracować z Wojtkiem Farugą przy "Matce Joannie od Aniołów" na podstawie Iwaszkiewicza. Znamy się z Wojtkiem świetnie. Bardzo inteligentny reżyser, z szeroko otwartym umysłem na nasze propozycje, na propozycje całego swojego zespołu. Dlatego praca była fenomenalna, bez żadnych nerwów i merytoryczna. Staraliśmy się oddać ducha tego tekstu i przełożyć na deski teatralne. Wydaje mi się, że zarówno nasza strona aktorów i realizatorów, jak strona widzów będzie zadowolona..., ale oczywiście to zostawiam pod ocenę tym, którzy przyjdą obejrzeć spektakl.

Widać, że dobrze się czujesz w teatrze.

Tak. Z mojego roku kilka osób miało tę radość, że trafiliśmy do zespołu Teatru Narodowego. Zespół jest fantastyczny, jest się od kogo uczyć. Przychodzą pracować z nami świetni reżyserzy, jest tu wszystko, o czym może marzyć człowiek w pięciu pierwszych latach po skończeniu studiów. Doceniam tę szansę, którą otrzymałem. Dużo gram, to wielka radość.



Rozmawiała Małgorzata Gotowiec

"Dekalog"
Teatr Narodowy w Warszawie, Scena przy Wierzbowej
Reżyseria - Wojciech Faruga
Asystent reżysera i aktor - Mateusz Kmiecik
Foto Natalia Kabanow

Najbliższe spektakle 15, 16 i 17 listopada

poniedziałek, 3 października 2022

Wojciech Czerwiński o premierze sztuki Sławomira Mrożka w Teatrze Polskim

Sezon teatralny 2022/23 Teatr Polski w Warszawie rozpoczął sztuką Sławomira Mrożka "Czekoladki dla Prezesa" w reżyserii Ewy Domańskiej i Ewy Makomaskiej. Premiera odbyła się 17 września na Scenie Kameralnej im. Sławomira Mrożka.



Prezesa zna każdy?.. O Prezesie się mówi, cytuje się go, chce naśladować i mieć z nim dobre układy. To się wiąże z różnymi działaniami, nie zawsze pozytywnymi – typu podsłuchiwanie czy donoszenie. Prezes ma na nas wpływ i jak mówią... ma zawsze rację... Sławomir Mrożek w cyklu opowiadań "Czekoladki dla prezesa" opisał perypetie członków Spółdzielni "Jasna Przyszłość", oczywiście z Prezesem w roli głównej. Abstrakcyjny mrożkowski humor, tak kochany przez czytelników i widzów i tym razem na scenie im. samego mistrza zabłyśnie i porwie nas swoją uniwersalnością i aktualnością. Słabość świata, słabość człowieka zawsze będzie na czasie. Będziemy świadkami perypetii piątki bohaterów uwikłanych w codzienność i niedostrzegających beznadziejności swego położenia.

O spektaklu rozmawiamy z odtwórcą jednej z postaci, aktorem Teatru Polskiego Wojciechem Czerwińskim.

To wielki przywilej i radość grać w sztukach takich twórców, którzy cały czas są aktualni.


Drugi raz w teatrze spotykam się z Mrożkiem. Każda praca z tego typu twórcą jest wielkim wyzwaniem. Myślę, że tak jak Witkacy, Gombrowicz, tak i Mrożek potrzebuje niebywałej precyzji, niebywałej formy. Oprócz tego, że był świetnym malarzem, był też rysownikiem, pisarzem - myślę, że był też świetnym muzykiem. Jego twórczość zawsze przyrównuje do fug Bacha. Tak tworzy zdania, że wie, gdzie jest tonika, subdominanta i dominanta, czyli jakby rozwinięcie, i to jest tak precyzyjnie u Mrożka zrobione, że jeżeli aktor rozczyta odpowiednio ten język mrożkowski, tekst będzie wtedy zrozumiały dla widza. Tu spotykamy się z opowiadaniami, i z tych opowiadań powstaje przedstawienie. Jest to dodatkowe piętro, z którym musieliśmy się zmierzyć. Zwykle dramat ma swoje funkcje, a tu były tylko opowiadania. Trzeba było połączyć je w taki sposób, aby te poszczególne opowiadania stały się głębszą opowieścią. Jednocześnie też formalną, doprowadzającą do jakiejś konkluzji. A praca była dość krótka, bo zaledwie miesięczna. Niebywale krótka praca jak na Mrożka, i uważam, że spektakl jeszcze będzie dojrzewał, trzeba być czujnym. Jak muzyk musi codziennie ćwiczyć wprawki, tak my musimy codziennie dojrzewać do tego słowa, żeby ta precyzja była mistrzowska, wtedy ten spektakl będzie lekki i czytelny.



Koleżanki z teatru - Ewa Domańska i Ewa Makomaska reżyserują spektakl. Jaka to jest sytuacja dla całego zespołu?

Pani Makomaska wcześniej reżyserowała w teatrze poezję. Pani Domańska natomiast "Babę - Dziwo". Muszę przyznać, że była to trudna współpraca, bo nie ma reżysera z zewnątrz, a jest potrzeba trzeźwego oka, aby tak z boku na to wszystko spojrzał. Koleżanki oprócz tego, że mierzyły się z reżyserią, to też grają w tym spektaklu.

Reżyser i aktor za jednym zamachem...

Nie jest to proste, to kolejna trudność. Mamy na szczęście znakomitych dyrektorów, mistrza Andrzeja Seweryna i pana Janusza Majcherka. Pan Seweryn był wczoraj na próbie, pilnuje uważnie wszystkiego co się dzieje w teatrze, więc ogląda i dzieli się bardzo trafnymi uwagami. To jest to niezbędne oko z zewnątrz. Trafne i dobre uwagi, które pomagają.

Czy obie panie były otwarte na państwa propozycje?

Do pewnego stopnia tak. Współpraca, mimo że koleżeńska, była owocna. Całość będzie dojrzewała z każdym kolejnym przedstawieniem. Serdecznie zapraszamy do Teatru Polskiego.

Rozmawiała Małgorzata Gotowiec



Teatr Polski w Warszawie
"Czekoladki dla Prezesa" Sławomira Mrożka w reżyserii Ewy Domańskiej i Ewy Makomaskiej
Wojciech Czerwiński, foto M. Ankiersztejn
Najbliższe spektakle 19 i 20 października

piątek, 3 czerwca 2022

Zdolna młodzież w Teatrze Ateneum

Warszawski Teatr Ateneum kończy sezon bardzo mocnym akcentem. Premiera goni premierę, na nudę absolutnie nie można narzekać. Scena 20 zaprasza na spektakl "To wiem na pewno". Andrew Bovell jest Australijczykiem, a jego sztukę niezwykle uniwersalną można wystawiać wszędzie, bo w każdym zakątku taka historia może się wydarzyć. Iwona Kempa opracowała i wyreżyserowała ten spektakl, a na deskach Ateneum – Agata Kulesza, Przemysław Bluszcz, Paulina Gałązka i bardzo zdolna młodzież, kończąca w tym roku warszawską Akademię Teatralną – Waleria Gorobets, Paweł Gasztold-Wierzbicki i Jan Wieteska.



Małżeństwo w średnim wieku, czwórka dorosłych dzieci. Prowadzą zwykłe życie, tylko młodsza córka nadal mieszka z rodzicami. Jak to często bywa, coś powolutku zaczyna się rozłazić w ich życiu. Ktoś postanawia wyprowadzić się z własnej rodziny, drugi odkrywa, że nie mieści się w skórze swojej płci, a jeszcze ktoś nie może znieść własnej bezradności po utracie pracy. Samo życie... O nowym spektaklu rozmawiamy z trójką najmłodszych aktorów, którzy dopiero kończą Akademię Teatralną w Warszawie.

Szybko zamykacie etap studencki, a przed Wami dorosłe wyzwanie. Jak sobie z tym radzicie?

Muszę przyznać, że to jest bardzo niezwykłe. Mamy ogromne szczęście, że debiutujemy pod okiem Iwony Kempy, z którą mieliśmy już okazję wcześniej się spotkać, przy okazji spektaklu "Szklarnia" w Akademii Teatralnej. Znakomicie się bawiliśmy. Jestem niezwykle szczęśliwa, że mogłam współpracować z tak fantastyczną reżyserką, i oczywiście z tak wspaniałymi aktorami, od których możemy się wiele nauczyć. Pracować z nimi to zaszczyt - Agata Kulesza, Przemysław Bluszcz – nazwiska same mówią za siebie – powiedziała nam Waleria Gorobets.

Chyba lepszego startu nie mogliście sobie wymarzyć?

Jak najbardziej. To wymarzony debiut. Waleria pięknie to ujęła. Po raz pierwszy mierzymy się z publicznością, która nie jest złożona głównie z naszych kolegów, przyjaciół, rodziny. W Akademii Teatralnej publiczność ma jednak świadomość, że ogląda studentów, tutaj już będą oglądać aktorów. Będą od nas wymagać znacznie więcej, a my musimy sobie poradzić z tą dodatkową presją i odpowiedzialnością – mówi Paweł Gasztold-Wierzbicki.

Chyba wiem, jak trafiliście do tego spektaklu?

Iwona Kempa pracowała z nami w Akademii przy sztuce "Szklarnia" i zaprosiła nas do tego spektaklu w Ateneum. Wielka radość, satysfakcja, że nas zauważyła i dała nam szansę na taki dorosły start w teatrze – komentuje Jan Wieteska.

Za co jesteśmy jej bardzo wdzięczni – dodaje Waleria. - Jestem szczęśliwa, że robimy taki rodzaj sztuki, to mnie najbardziej interesuje. Teatr o relacjach, o ludziach, gdzie opowiadamy jakąś konkretną historię, mamy coś ważnego do przekazania. Sztuka opowiada o problemach dotykających nas obecnie na co dzień, ale jest prosta w swojej formie. Jest to coś, co ja osobiście bardzo lubię w tej pracy – mówi Waleria.

Jesteście rodziną…

Rodzina z problemami, bardzo chaotyczna, ale też mocno zżyta ze sobą, przynajmniej do jakiegoś czasu. Rodzina, która wie, co dzieje się u każdego z nas. Spotykamy się na scenie w momencie kryzysu, gdy jesteśmy nieco rozsypani, pogubieni, każdy znajduje się gdzieś indziej. W międzyczasie wychodzą na światło dzienne rzeczy, które każdy ukrywał, zatajał – mówi Jan.

To jest na pozór zwykła rodzina. Staramy się budować taki wizerunek, przynajmniej w pierwszej scenie tak to wygląda. Każdy z nas przychodzi z dość niezwykłymi problemami – mówi Paweł.

Moja bohaterka Róża jest nastolatką, która nie wie, czego chce. Z drugiej strony kocha swoją rodzinę, chciałaby zostać w niej na zawsze. Jednak życie pisze dla niej nieco inny scenariusz – dodaje Waleria.

Ty jesteś też obserwatorką w tym spektaklu i dojrzewasz w miarę trwania sztuki. Na pozór zwykła rodzina, która musi się zmierzyć z rzeczywistością. Kochający rodzice, którzy bardzo kochają swoje dzieci, i chcą dla nich jak najlepiej. Jednak ich wizja - jak najlepiej - jest inna od wizji dzieci. Nie chcemy za dużo zdradzać i serdecznie zapraszamy na spektakl – mówi Paweł.

Jak wam się pracowało? Kiedy zaczęliście próby?

Próby zaczęliśmy na początku marca – razem trwały 2,5 miesiąca. Spotykaliśmy się dość intensywnie. Na czwartym roku nie mamy już tak dużo zajęć. Trzeba było tylko zgrać nasze spektakle w Collegium Nobilium. To skutkowało tym, że próby wieczorne odbywały się często bez nas. Szczęśliwie się złożyło, że próby zaczęliśmy dokładnie trzy tygodnie po premierze naszej ostatniej sztuki dyplomowej - mówią razem nasi bohaterowie.



Rozmawiała Małgorzata Gotowiec

Teatr Ateneum w Warszawie
"To wiem na pewno", reżyseria i opracowanie Iwona Kempa
Foto Krzysztof Bieliński
Obsada: Agata Kulesza
Przemysław Bluszcz
Paulina Gałązka
Waleria Gorobets
Paweł Gasztold-Wierzbicki
Jan Wieteska

Najbliższe spektakle – 9, 10, 11 i 12 czerwca

środa, 18 maja 2022

"Don Juan" w Teatrze Polskim

Premiera "Don Juana" odbyła się w 400. rocznicę urodzin Moliera i 109. rocznicę otwarcia Teatru Polskiego w Warszawie. Spektakl wyreżyserował Piotr Kurzawa, a w roli tytułowej oglądamy Krzysztofa Kwiatkowskiego.

"Don Juan" w mojej interpretacji jest historią młodego człowieka, który żyje w czasach niezliczonych odpowiedzi na pytania o sens życia i otrzymał wolność ich wyboru. Mógłbym go nazwać – dzieckiem naszych czasów. Słucha tylko własnych pragnień, buntuje się przeciwko społecznemu porządkowi, sam dla siebie stanowi prawo, wierzy w nieistnienie Boga. Jest w tym autentyczny, uczciwy i nieustępliwy. Trudność w ocenie jego postawy polega na tym, że niełatwo odmówić mu racji. Powstaje przy tym paradoks; to nie obecność Don Juana destabilizuje ustalony porządek, ale jego śmierć – tak o swoim "Don Juanie" powiedział reżyser Piotr Kurzawa.

Molier, właściwie Jean Baptiste Poquelin urodził się 15 stycznia 1622, zmarł 17 lutego 1673 w Paryżu.

Dlaczego warto przyjść na Moliera? Czym w dzisiejszych czasach broni się geniusz pióra XVII wieku?


Molier w swoim geniuszu zbudował tak fantastyczne postaci, które są aktualne w każdej epoce. 400 lat temu mówiły do nas ze sceny rzeczy niezwykle ważne, i tak samo jest dziś – mówi w rozmowie z nami Krzysztof Kwiatkowski.

Są to niezwykle ważne rzeczy, dotyczące sensu życia, pytania o istnienie Boga, jak postępować w życiu. To pytania fundamentalne, które stawiamy sobie każdego dnia. Pytania ubrane w piękny język, we wspaniałą literaturę. Wszystko niezwykle efektownie podkreślone pięknymi strojami, wspaniałym kostiumem, aby widz zobaczył epokę, którą Molier reprezentuje – dodaje odtwórca Don Juana.

Nie tak dawno widziałam wersję bardziej uwspółcześnioną. Jaka jest wasza inscenizacja?

Oczywiście można to było zrobić współcześnie, z komórką, w koszulce, w garniturach, ale my to robimy prawdziwie, oddając konwencję i estetykę epoki. Bardzo nam na tym zależało, aby to było wierne mistrzowi z Paryża. Don Juan jest postacią kontrowersyjną. Nie chciałem budować granego przeze mnie bohatera jako formy przeszłej, zamkniętej. On jest całkowicie współczesny, ma problemy jak każdy człowiek. Wiemy, że jest kobieciarzem, uwodzicielem, kochankiem, ale co jest pod spodem, pod skórą tego człowieka? Don Juan zadaje sobie pytania o istnienie Boga. Nie boi się przekraczać granic. On musi łamać zasady, badać, dotykać, iść tam, gdzie inni nie doszli. Inni żyją bezpiecznie, on nie, on lubi ryzyko i to, co niebezpieczne.

Jest to niezwykle pojemny dramat. Chcemy w nim pokazać rzeczywiste problemy. Jesteśmy wierni tekstowi, uczciwie przekazujemy tekst widzowi i trudne pytania Moliera, na które nie ma jednej konkretnej odpowiedzi.

Jak się do tej roli przygotowywałeś?

Skupiałem się na tekście, bardzo głęboko go czytałem, analizowałem.
Obejrzałem dostępne materiały, na przykład na youtube, który jest skarbnicą wiedzy, różne realizacje z Francji, w tym spektakl z panem dyrektorem Andrzejem Sewerynem. Jednak to były tylko prace pomocnicze, chciałem stworzyć swojego Don Juana, takiego, który będzie mi najbliższy, mnie dotykający, mojego rozumienia i wyrażenia tej postaci na scenie.

Rozmawiała Małgorzata Gotowiec

"Don Juan", Teatr Polski w Warszawie,
reżyseria Piotr Kurzawa, w roli Don Juana – Krzysztof Kwiatkowski

Spektakl obejrzała 18 marca Małgosia
Kolejne spektakle w nowym sezonie od września

piątek, 11 lutego 2022

Modest Ruciński o „Sztuce intonacji” w Teatrze Dramatycznym

Małe mieszkania, kawiarniane stoliki, czarna herbata, kawa po turecku, wódka, wino – to wszystko otoczone papierosowym dymem, który jak mgła wypełnia pomieszczenia. W takiej aurze toczą się rozmowy o istocie teatru. Za nami premiera spektaklu "Sztuka intonacji" na małej scenie Teatru Dramatycznego w Warszawie. W sztuce tej Tadeusz Słobodzianek zagląda głęboko za kulisy i czerpie inspiracje z historii teatru, aby opowiedzieć o geniuszu i tworzeniu się wielkich idei, ale też o słabościach ludzkich i prozie życia. Widzowie będą mogli bawić się odkrywaniem najważniejszych postaci teatru XX wieku, z którym konfrontuje się i z którego czerpie teatr do czasów obecnych.



O nowej sztuce, pracy nad nią i teatrze rozmawiamy z aktorem Sceny Dramatycznej, Modestem Rucińskim.

Spektakl składa się z dwóch dramatów...

Tak, "Sztuki intonacji" i "Powrotu Orfeusza". Dramaty przeplatają się ze sobą. Opowiadają o trzech różnych okresach z życia Jerzego Grotowskiego. Na podstawie jego kariery opowiedziany jest - tak naprawdę - rozwój polskiego teatru. W tych dwóch sztukach występują ikony, prawdziwe filary polskiego teatru – mówi w rozmowie z nami Modest Ruciński.

Postacie są prawdziwe...

Bohaterowie są prawdziwi. Natomiast same spotkania są już pewnego rodzaju fikcją stworzoną przez Tadeusza Słobodzianka. Oczywiście wiadomo, że Jerzy Grotowski studiował w Moskwie, tam musiał się spotkać z Jurijem Zawadzkim, przez którego został subtelnie ze studiów relegowany. W "Powrocie Orfeusza" - drugim po "Sztuce intonacji" dramacie i jednocześnie drugim akcie spektaklu – oglądamy spotkanie w 1959 w Krakowie, przy jednym kawiarnianym stoliku, Jerzego Grotowskiego, Ludwika Flaszena i Tadeusza Kantora – i to jest spotkanie fikcyjne, opowiadające o początkach tworzenia Teatru 13 rzędów w Opolu. Akt trzeci to akt, w którym Grotowski wraca do swojego mistrza Zawadzkiego do Moskwy, jako dojrzały ukształtowany artysta, w dodatku znany na całym świecie.

Istotą jest teatr. Co jest takiego fenomenalnego w tym tworze, że żyje i żyć będzie?

Zadano mi ostatnio pytanie: czym jest dla mnie teatr? Uznałem, że odpowiem na nie dopiero, gdy skończę pracować nad Kantorem, ponieważ wszelkie nasuwające mi się odpowiedzi zbytnio kojarzyły mi się z jego poglądami dotyczącymi teatru. Postanowiłem poszukać własnej odpowiedzi. Przypomniały mi się słowa mojej pani profesor, Barbary Lasockiej, która zawsze powtarzała, że teatr jest wieczny jak trawa, że nigdy istnieć nie przestanie, że przetrwa wszystko. Dzięki najnowszym sztukom Tadeusza Słobodzianka możemy w dosyć syntetycznej formie – choć nie zawsze łatwej – poznać kulisy tworzenia teatru poprzez spotkania ich twórców. Poznać atmosferę, ten rodzaj pasji, wrażliwości i miłości, dzięki której dochodzi potem do spotkania z widzem, by ofiarować mu coś, co go wzruszy, rozbawi, a być może zmieni jego życie.



Jak teatr się zmieniał na przestrzeni lat?

Tak, jak zmieniał się świat. Czasami odwrotnie – to teatr zmieniał świat; niestety znacznie rzadziej, ale i tak się zdarzało. Tadeusz Kantor, niemal jak Miles Davis w jazzie, mimo własnego wyrazistego stylu, zmieniał i wciąż szukał nowych środków oddziaływania i przekazu, zarówno w teatrze, jak i w malarstwie. Mówił: "do ostatniej chwili nie wchodziłem do tego Panteonu Wielkich, po to, aby pozostawać w progu, ponieważ czułem, że za każdym razem mam coś jeszcze do zrobienia". To bardzo inspirujące i uświadamiające, że teatr jest i musi być wciąż żywy, a my – jego twórcy – musimy być gotowi na zmiany, wciąż doskonaląc swoje rzemiosło. Gotowi na spotkanie z widzem, z którym, zamknięci w jednej przestrzeni, przeżyjemy jakiś fragment życia. Ten sam czas nam upłynie. Wszystko może się wydarzyć i paradoksalnie, choć na scenie tworzymy fikcję, wszystko musi nosić znamiona prawdy. Dzięki temu może być ciekawie, mądrze, wzruszająco i zabawnie. Widzowie tego potrzebują, my tego potrzebujemy. Teatr tradycyjny, awangardowy, oparty na sztuce intonacji czy abstrakcji – to nie ma znaczenia. Chodzi o uczciwość. Nie ma miejsca na "ściemę". Ja na przykład w teatrze nie lubię przekonywać przekonanych, a zwykle tak dzieje się w przypadku teatru ideologicznego. Jeśli mi się uda, wolę wzruszyć lub rozśmieszyć. Widz sobie z tego wyciągnie to, czego mu potrzeba.

Wciela się pan w postać Tadeusza...

Otrzymałem postać o imieniu Tadeusz. Treść drugiego aktu "Sztuki intonacji" nie pozostawia wątpliwości, że autor sztuki miał na myśli Kantora. Ten Artysta stał się na nowo moim idolem, jak tylko zacząłem pracę nad rolą. Wgłębiłem się w jego twórczość i w jego widzenie teatru. Research, jaki sobie zrobiłem w Krakowie, był bardzo owocny. Kantor to niesamowita postać; mistrz, który nie poprzestawał na własnym geniuszu, ale postanowił edukować poprzez to co i jak tworzył. Jego pasja, poświęcenie, bezkompromisowość, są dla mnie bardzo inspirujące. Był gotów oddać życie za własną ideę. To cechuje wielkich artystów. Nam trzeba się od nich uczyć, uczyć o nich – po to, by iść naprzód, na czym samemu Kantorowi bardzo zależało.

Posiada pan znakomity głos. Możemy się o tym przekonać wybierając się na bardzo dobry musical Teatru Dramatycznego – "Człowiek z La Manchy".

Śpiewam od dziecka. Bardzo to lubię. Kto nie śpiewa, jest człowiekiem nieszczęśliwym! Polecam, nawet pod prysznicem. Podczas pracy nad "Człowiekiem z La Manchy" mieliśmy treningi wokalne z Jackiem Laszczkowskim, polskim śpiewakiem operowym. Wprowadził nas – a ja w to wszedłem naprawdę głęboko – w tajniki śpiewania operowego. Bardzo mnie to zafascynowało. Tu także nie ma miejsca na "ściemę". Wymagające rzemiosło.

Nie było zakusów na spróbowanie sił w śpiewie operowym?

Do tej pory nie. Nigdy nie myślałem, że śpiew operowy będzie w jakikolwiek sposób częścią mojej drogi aktorskiej. Ten zawód zaskakuje! Przy Don Kichocie zatliła się we mnie myśl, że może mógłbym to robić? To daleka i trudna droga, ale jako aktor mógłbym chyba zapytać: na kiedy?

Teatr Dramatyczny w Warszawie ma to szczęście, że posiada wspaniały zespół, który pięknie śpiewa, to wielki dar dla teatru.

Poczucie rytmu, umiejętność śpiewu, muzykalność – to nigdy nie powinno szufladkować aktora w kategorii, powiedzmy, aktora musicalowego. To błędne myślenie, które pokutuje w naszym środowisku. Wręcz przeciwnie, to wszystko podnosi wartość aktora dramatycznego. Wystarczy przyjść do teatru, żeby się przekonać.



Rozmawiała Małgorzata Gotowiec

Teatr Dramatyczny w Warszawie, "Sztuka intonacji" Tadeusza Słobodzianka, w reżyserii Anny Wieczur. Modest Ruciński jako Tadeusz Kantor. Zdjęcia K. Bieliński

7 stycznia próbę generalną obejrzała – Małgosia
Najbliższe spektakle – 19 i 20 lutego oraz 18, 19 i 20 marca

piątek, 4 lutego 2022

Wojciech Młynarski ponownie w Teatrze Ateneum

Aktorzy Teatru Ateneum w Warszawie zabierają nas w muzyczną podróż - ekspedycję pod kryptonimem "Misja: Młynarski". Usłyszymy utwory znane i te mniej rozpoznawalne, ale, znając znakomity warsztat wokalny zespołu z Powiśla, zapowiada się ciekawie. Autorem scenariusza i reżyserem przedstawienia jest Jacek Bończyk, a kierownikiem muzycznym tej ekspedycji – Wojciech Borkowski.



Ostatnie dni przed premierą, to jest taki nerw, który ja osobiście uwielbiam. Ten czas nas podkręca, i cieszymy się, jak widzimy ten koniec tworzenia spektaklu – mówi nam Wojciech Brzeziński, aktor Teatru Ateneum w Warszawie.

Zatem, czeka nas podróż...

Czeka nas piękna podróż - my aktorzy już jesteśmy w tej podróży od ponad miesiąca - ale publiczność jeszcze nie wie, co ją czeka. Niedawno był u nas "Młynarski", ale ten spektakl to zupełnie coś innego.



Widać i słychać, że jesteś w swoim żywiole...

Ja przede wszystkim jestem trochę w premierowej odsłonie, ponieważ - odrobinkę zdradzę - w scenografii są telewizory, i pojawią się krótkie filmiki. Jestem autorem tych zdjęć i montażu, więc jeśli się stresuję, to raczej tym. Jeśli chodzi o piosenkę, to Jacek Bończyk, nasz wspaniały reżyser i mój bardzo dobry przyjaciel, wybrał mi piękne piosenki. Nie wiedziałem, że aż tak pokocham piosenkę "Nie mam jasności w temacie Marioli". Jest to naprawdę jedna z piękniejszych piosenek Wojciecha Młynarskiego.

Usłyszymy piosenki bardziej i mniej znane.

Wybrane zostały różnorodne piosenki. Niektóre będą się powtarzać z naszego poprzedniego wystawienia, ale w nieco innej aranżacji, kto inny je zaśpiewa. Nawet jeśli Jacek wiedział, że ktoś to już wykonywał, to dał tę piosenkę komuś innemu. Nasze dziewczyny przepięknie śpiewają, my też sobie jakoś dajemy radę – mówi z uśmiechem Wojtek Brzeziński.

Piosenki Młynarskiego zawsze będą mile widziane... bo są po prostu kochane od pokoleń.

Wychowałem się na Kabarecie "Dudek". Ogromnie się cieszę, że śpiewamy jeden z największych szlagierów, jakim jest "W Polskę idziemy...". Najtrudniej było wyrzucić z głowy coś, co w mojej głowie było od 40 lat - wykonanie samego Wiesława Gołasa. Jako mały chłopiec pamiętam jak tato kupił magnetofon szpulowy i pierwszą płytą, której słuchaliśmy, był Kabaret "Dudek". Jest to wyzwanie, ale dla mnie, to przede wszystkim wielka radość móc zaśpiewać takie piękne piosenki. Jacek mówił od początku - błagam, jak najdalej od oryginałów - a z drugiej strony, to było tak perfekcyjnie stworzone, że trudno zrobić to inaczej. To też jest hołd dla tych wielkich artystów, którzy to śpiewali, a których już nie ma wśród nas. Ulecieli w kosmos - skąd przylatują nasi kosmici, i jestem pewny, że na nas patrzą z góry i bardzo mocno nam kibicują. Dlatego nam - odpukać w niemalowane - zaczyna wychodzić. Cieszymy się tym. Z każdym spektaklem więcej i więcej.

Skąd pomysł z Kosmosem?

Jakiś czas temu spotkaliśmy się z Jackiem i on nam zdradził, że ma takie dwa pomysły na Młynarskiego. Siedzieliśmy przy kawce, była z nami też Julia Konarska. Wspólnie stwierdziliśmy, że „kosmiczny” Młynarski będzie znakomity. Pierwszy tytuł miał być "Misja Młynarski". Końcowy układ tytułu się nam spodobał i ciekawy jest pomysł z filmikami, które dane mi było montować. Filmiki w interesujący sposób prowadzą publiczność - trochę głupawe, trochę śmieszne. Sam Mistrz Młynarski miał tak fantastyczne poczucie humoru i dystans do siebie, że też tam z góry będzie sobie na to patrzył. Przesłanie jest śliczne. Wspaniałe piosenki, które zawsze będą chwytały za serce i radowały widzów, a także nas, aktorów. Ateneum ma Scenę im. Wojciecha Młynarskiego - Scena Na Dole, i cieszę się, że nie zapominamy o tym. Zapraszamy na spektakl.

Rozmawiała Małgorzata Gotowiec

Teatr Ateneum w Warszawie, "Misja: Młynarski", scenariusz i reżyseria: Jacek Bończyk
Foto Bartek Warzecha
Obsada: Julia Konarska, Olga Sarzyńska, Katarzyna Ucherska, Przemysław Bluszcz, Jacek Bończyk, Wojciech Brzeziński, Grzegorz Damięcki, Bartłomiej Nowosielski

2.01 spektakl obejrzała Małgosia

Najbliższe spektakle: 17, 18 lutego (godz. 19:00), 19, 20 lutego (godz. 18:00)

środa, 12 stycznia 2022

"Wieczór Trzech Króli albo Co chcecie" w Teatrze Narodowym

Teatr Narodowy w Warszawie Nowy Rok 2022 powitał Szekspirowskim "Wieczorem Trzech Króli albo Co chcecie" w reżyserii Piotra Cieplaka. To znakomicie muzycznie podane i żywiołowo zinscenizowane skomplikowane intrygi miłosne. Piotr Cieplak w swojej interpretacji podkreśla muzyczność jednej z najważniejszych komedii Williama Shakespeare’a.
Premiera przedstawienia odbyła się 4 grudnia na scenie głównej, w sali Bogusławskiego.



O sztuce i pracy z reżyserem rozmawiamy z aktorem młodego pokolenia Teatru Narodowego - Hubertem Paszkiewiczem.

Praca z Piotrem Cieplakiem to niezapomniane chwile, jest po prostu wspaniała. Cieszę się, że po raz trzeci zaufał mi i zaprosił do swojego świata – mówi nam Hubert Paszkiewicz.

Docenia Ciebie. Masz ulubioną sztukę w reżyserii Piotra Cieplaka, w której grasz?

Traktuje to zawsze jako ogromne wyróżnienie. Tak, najcieplej zawsze będę wspominał "UŁANÓW" Rymkiewicza, ponieważ było to nasze pierwsze i wyjątkowe spotkanie. Bardzo dużo się wtedy nauczyłem. Piotr jest zawsze otwarty na nasze propozycje. Bardzo cenię w tej wspólnej pracy to, że z jednej strony chętnie czerpie z pomysłów aktorów, a z drugiej wie, czego chce. To jest konkretna robota.

Wasz spektakl jest jakby "skrojony" na te trudne czasy.

Wydaje mi się, że potrzeba lekkiej muzycznej formy, tak znakomitej komedii Shakespeare'a była paląca. W ciężkich pandemicznych czasach sam, jako widz, wolę oglądać spektakle, które są roztańczone, rozśpiewane, dają nadzieję, że jeszcze będzie pięknie, jeszcze będzie "normalnie". Wspaniałe jest również to, że publiczność od razu to wyczuwa, a fala zwrotna jest nieprawdopodobnie krzepiąca.

A to widać - jak znakomicie się bawicie, a publiczność zostaje zaproszona do tej zabawy i z niej korzysta od pierwszych scen. 

To jest coś wspaniałego. Bawić zaczęliśmy się pod koniec prób, ponieważ materiał muzyczny, który napisał Jan Duszyński (kompozytor), wymagał od nas dużej pracy. Teraz wydaje mi się to bardzo proste i przyjemne, ale doskonale pamiętam pierwsze próby. Dla większości z nas, mających różne doświadczenia muzyczne, powinny być proste. Okazały się walką z materią, ale dzięki temu stały się doskonałą szansą na rozwój muzyczny. 

I muzyka na żywo...

Muzyka na żywo zawsze mnie wzrusza. Jestem szalenie dumny z tego, że mam szansę grać w przedstawieniach muzycznych ("WIECZÓR TRZECH KRÓLI", czy "ZEMSTA NIETOPERZA"). Przyszło mi pracować ze wspaniałymi muzykami, profesjonalistami, którzy, mam nadzieję, bawią się przynajmniej tak dobrze jak my! 

Doświadczyliście jeszcze niesamowitej przygody... Reżyser w ostatniej chwili zastąpił jednego z bohaterów sztuki, który musiał udać się na kwarantannę. Niesamowicie odważna decyzja.

Mieliśmy jedną próbę na to zastępstwo, tego samego dnia przed przedstawieniem. Ogromne ukłony dla Piotra, że zdecydował się na taki skok. Pełen szacunek! Widzowie też to docenili. Owacje były na stojąco. I to jest cudowne w teatrze – wszystko odbywa się na żywo i nigdy nie jest takie samo. Każdy spektakl jest inny. Zapraszam wszystkich na to przedstawienie.

Rozmawiała Małgorzata Gotowiec

Teatr Narodowy w Warszawie - „Wieczór Trzech Króli albo Co chcecie”, reżyseria Piotr Cieplak.
Fotografia zbiorowa – Krzysztof Bieliński
Premiera 4 grudnia 2021

30 grudnia 2021 obejrzała – Małgosia
Najbliższe spektakle – 29 i 30 stycznia i 1 lutego