poniedziałek, 15 kwietnia 2024

"Charków! Charków!" w Teatrze Polskim

Spektakl muzyczny "Charków! Charków!" to prapremierowa realizacja sztuki Serhija Żadana, która powstała na zamówienie Teatru Polskiego w Warszawie. Od 22 marca możemy oglądać ten spektakl na deskach stołecznego teatru.

Spektakl w musicalowej formie opowiada historię inspirowaną losami awangardowego teatru Berezil i jego twórcy – reżysera i reformatora Łesia Kurbasa, który działał w Charkowie w latach 1925-1933. Opowiada ona historię konfliktów pomiędzy miastem i teatrem, dyrektorem teatru i reżyserem, reżyserem i widzami, reżyserem i aktorami... Losy Kurbasa stają się metaforą losów każdego twórcy – a może każdego z nas – "Everymana" walczącego o ideały – napisano na stronie Teatru Polskiego.

W naszym przedstawieniu Łeś Kurbas nie zostanie rozstrzelany, ale zrobi wielką karierę na Zachodzie. Otrzyma Oscara – powiedziała reżyser spektaklu Svitlana Oleshko. Zrobiliśmy spektakl muzyczny. Nasz kompozytor Noam Zylberberg podkreśla jednak, że musical jest formą widowiska i nie musi być rozrywką – dodała reżyser przedstawienia.

Kim był Łeś Kurbas?
Łeś Kurbas był jednym z pierwszych reżyserów, który posłużył się filmem w teatrze. Jako pierwszy wystawił w Charkowie musical jazzowy. Eksperymentował z aktorami i z ruchem. W 1921 roku napisał, że współczesny ukraiński teatr jest jak "niedomyślona myśl, niedociągnięty gest i niedoniesiona tonacja". Chciał zbudować inny teatr i to robił. I jak mówił, że właśnie w Charkowie z teatrem Berezil zrobił swoje najlepsze spektakle.

Co jest istotą tego spektaklu?
To powieść o tragedii ukraińskich artystów w Charkowie, tzw. "rozstrzelanego pokolenia". Ale też widzimy tu historię uniwersalną, dla każdego. Mamy opowieść o mieście, o teatrze, o miłości, o zdradzie – czyli samo życie. Nasz bohater Kurbas był wielkim reformatorem teatru ukraińskiego, a jego wiedza i umiejętności były uniwersalne – powiedziała Svitlana Oleshko. Scenografia w spektaklu odwołuje się do konstruktywizmu i futuryzmu. Składa się z m.in. z metalowych schodów i podestów, które mogą także kojarzyć się z więziennymi korytarzami. Autorką jest Katarzyna Zawistowska, którą reżyserka poznała już w Warszawie. Obu paniom zależało, aby scenografia zachowała w sobie aurę tragizmu.

Małgorzata Gotowiec

"Charków! Charków!", Teatr Polski w Warszawie
Przekład - Adam Pomorski, reżyseria - Svitlana Oleshko, scenografię i kostiumy zaprojektowała Katarzyna Zawistowska, muzykę skomponował Noam Zylberberg
Występują: Dorota Bzdyla (Aktorka, Sekretarka, Klapserka, Ludzie na dworcu, Ludzie z miotłami), Jakub Kordas (Aktor pierwszy, Szef działu promocji, Ludzie na dworcu, Ludzie z miotłami), Michał Kurek (Aktor drugi, Księgowy, Ludzie na dworcu, Ludzie z miotłami) i Modest Ruciński (Reżyser, Korespondent)
Najbliższe spektakle 18, 19 i 21 maja

piątek, 29 marca 2024

"Żuan Don" - biografia, jakich mało

Dawno nie czytałam tak dobrej biografii. Dobrej pod każdym względem.



Przede wszystkim jest to książka napisana lekkim piórem, którą czyta się lekko i z zainteresowaniem. Ma styl wystarczająco przezroczysty, by czytający nie zwracał uwagi na formę, a jednocześnie słowa są dobrane starannie, działają na wyobraźnię. Niektóre opisane sceny zostają pod powiekami jeszcze długo po zamknięciu książki. Sprawność warsztatowa to niejedyna zaleta opowieści Marii Wilczek-Krupy. To dzieło udokumentowane w stopniu rzadko spotykanym. Zwykle autorom aż tak się nie chce drążyć, z trzech sprawdzonych zdarzeń i pięciu zasłyszanych anegdot budują pół książki, a tu mamy w obfitości wszelkie rodzaje źródeł i - co jeszcze rzadziej się zdarza - to bogactwo nie męczy i nie rozprasza uwagi. Przypisy świadczą o wyjątkowej dociekliwości biografki - od oczywistej bibliografii książek Jeremiego Przybory i o Jeremim Przyborze, przez źródła prasowe, dokumenty z archiwów, aż po informacje pochodzące z rozmów autorki z przyjaciółmi i rodziną Starszego Pana B. Po latach odcinania kuponów od popularności Starszych Panów przez twórców drugiej i trzeciej kategorii (zwłaszcza o kilku wydawnictwach płytowych "inspirowanych" twórczością Przybory i Wasowskiego chciałabym kiedyś zapomnieć) trzymam w rękach wreszcie coś solidnego, czego autorka wykonała tytaniczną pracę przy zbieraniu informacji i ich uporządkowywaniu. Nie polegała na ustaleniach innych biografów i słowach samego Przybory. Ze zdrową dawką nieufności oglądała każdą informację i ją weryfikowała. Sam początek opowieści jest może wolniejszy i bardziej żmudny w lekturze, ale gdy biografia nabiera tempa, to nie traci go do końca.

A w jakim znakomitym stylu toczy się ta opowieść! Przy lekturze wyraźnie widać, że autorka lubi swoich bohaterów (Przyborę, jego bliskich, przyjaciół i znajomych). Lubi, nie wielbi, dzięki czemu umie pisać równie swobodnie o ich zaletach i wadach. Rozszyfrowuje nazwiska kochanek Przybory i losy tych mniejszych i większych romansów. Ma dużo zrozumienia dla ludzkich słabości, szuka ich przyczyn i stara się (w każdym razie na kartach biografii) ich nie osądzać. Tłumaczy źródła różnych zachowań. Po raz kolejny można się przekonać, jak wiele w Polakach/Polkach traum wojennych, które oddziaływują także na kolejne pokolenia. Dociekliwość i opisywanie niekoniecznie chwalebnych zdarzeń z życia bohatera opowieści nie staje się prostym plotkarstwem, nie służy płytkiej sensacji. To jest raczej opowieść o ciekawym człowieku i czasach, w których przyszło mu żyć.

Jeśli ktoś nie czytał dużo o znanych aktorach i piosenkarzach drugiej połowy XX wieku, tu będzie miał przy okazji Przybory znakomity przegląd istotnych twórców epoki. Na marginesie życiorysu głównego bohatera pojawiają się te postaci, z równie wnikliwym opisem, celnie i z sympatią szkicującym ważne cechy i motywacje. Kto czytał o tym mikroświecie więcej, tu znajdzie informacje pięknie uporządkowane i uzupełnione tam, gdzie trzeba. Przez lata nie mogłam się przekonać do Agnieszki Osieckiej, to bardzo trudna osobowość, ale dzięki tej książce mam więcej prostego ludzkiego współczucia dla poetki i zrozumienia dla jej twórczości. To, co nie udało się wydanym w formie książkowej "Listom na wyczerpanym papierze" (korespondencja Przybory i Osieckiej z czasów romansu) oraz sztuce powstałej na podstawie tej epistolografii, to przebiło się wreszcie przez moją skorupę niechęci do poetki i zapewniło jej ciepły kącik w sercu. Maria Wilczek-Krupa nie upiększa i nie pudruje rzeczywistości, ale też nie demonizuje i nie dramatyzuje nad miarę. Tam, gdzie jest niewyobrażalny dramat (wojna), pisze najprościej i najbardziej przejrzyście.

Podejrzewam, że dla osoby zaczynającej znajomość z życiorysem Przybory, to może być oszałamiające bogactwo, niemożliwe do przyswojenia przy zbyt łapczywym czytaniu. Takim czytelnikom polecam dawkowanie sobie tej pięknej książki po kawałeczku. Starczy na dłużej i więcej się zapamięta. Ale chyba każdy czytelnik, także ten lepiej orientujący się w twórczości i życiorysie Mistrza, z przyjemnością zanurzy się w świat poety i nie będzie chciał go szybko opuszczać. Tak, to biografia z klasą, bardzo adekwatna do twórczości i osobowości Przybory. Przez cały czas lektury powtarzałam wszystkim znajomym "przeczytaj tę biografię, jest znakomita". I Wam także to radzę. Cytując samego Przyborę - nie pożałuje Pan (Pani też) :)

Przeczytała Maria Górska

"Żuan Don" Maria Wilczek-Krupa, wyd. Znak, Kraków 2023

wtorek, 12 marca 2024

Emilia Komarnicka-Klynstra o nowej premierze w Teatrze Ateneum

Teatr Ateneum w Warszawie świętuje w tym roku swoje 95-lecie istnienia. Teatr na Powiślu ma ogromną rzeszę wielbicieli – w tej kwestii nic się nie zmienia na przestrzeni prawie już wieku...tłumy do Ateneum przychodzą i bardzo często widzimy informację – bilety na spektakl wyprzedane, zapraszamy w innym terminie. 24 lutego odbyła się kolejna premiera tego jubileuszowego sezonu. Jest nią sztuka "Napis" bardzo lubianego francuskiego pisarza Geralda Sibleyrasa, w reżyserii dyrektora Ateneum Artura Tyszkiewicza. Obsada – najlepsza z najlepszych, plejada asów Teatru Ateneum, a to zapowiada po prostu sukces przedstawienia. Grzegorz Damięcki, Paulina Gałązka-Sandemo, Emilia Komarnicka-Klynstra, Bartłomiej Nowosielski, Marzena Trybała, Krzysztof Tyniec.



Jesteśmy w Paryżu - elegancka kamienica, a w niej przekrój społeczeństwa. Mieszkańcy patrzą na innych trochę z góry, choć tak naprawdę są banalni, poprawni politycznie i mówią frazesami z telewizji. Mija kolejny dzień z ich życia...normalny, przewidywalny, gdyby nie...nowi lokatorzy i budzący emocje napis w windzie... ale jaki i jak potoczy się cała historia...to już zapraszamy do teatru, nikt się nie będzie nudził – rozrywka na najwyższym poziomie gwarantowana.

"Napis" jest na pozór wesołą komedią, ale chyba lepiej pasują do niego słowa słynnej niegdyś piosenki: "z jednej strony śmiech szalony, z drugiej strony gorzka łza". O nowym spektaklu rozmawiamy z aktorką Teatru Ateneum Emilią Komarnicką-Klynstra.

Sztuka "Napis" jest jednym z bardziej wyjątkowych tekstów, które miałam wraz z kolegami przyjemność wykonywać. Praca była absolutnie zespołowa, to nie jest przedstawienie na kreacje aktorskie, to jest sztuka, która ma potencjał na jedną wielką pięknie brzmiącą wspólnie partyturę – mówi w rozmowie z nami Emilia Komarnicka-Klynstra.

Przed Wami wyzwanie...

Tak, to jest dla nas wyzwanie, ponieważ to nie jest sztuka, gdzie każdy ma monolog, gdzie mamy okazję poznać bliżej wnętrze bohatera. "Napis" to jeden ciąg dialogów. Zgodnie z tradycją francuskiej dramaturgii dialog jest najważniejszy! Jak to określił nasz reżyser - pięknie, słusznie i inspirująco - nic dodać, nic ująć. Nam aktorom, pozostaje przeprowadzić „tylko” logikę tego tekstu. I jest to w tym przypadku po prostu bardzo przyjemne – dodaje aktorka.



Czy to jest komedia?

Tak, choć z gatunku tzw. mądrych komedii. Trudno określić słowami mądrość tej sztuki. To jest trochę jak z klasyką uznaną, jak z V symfonią. Nikt nie pyta o czym ona jest, bo dla każdego jest czymś innym. Najwyższym celem naszego zespołu, naszej obsady jest nie stawiać żadnej tezy, tylko tak opowiedzieć tę historię pewnego przypadku, że stanie się dla widza lustrem. I teraz w zależności od tego, w jakim momencie swojego życia zastaje nas widz, będzie to bardziej komedia lub bardziej popłyną łzy na temat kondycji społeczeństwa.

To jest fascynujące, jak my wyglądamy w takim lustrze...

My nie opowiadamy się po żadnej ze stron, ani nie twierdzimy, że taka jest nasza rzeczywistość, delikatnie tylko podstawiamy lustro i dbamy o to, żeby ono nie było krzywe. Te hasła czy przymiotniki, które padają w scenach, można usłyszeć w mediach społecznościowych, w telewizji, w radio. Wszystkie te popularne hasła: tolerancja, równość, solidarność, jawność - ale co się pod tym kryje dla każdego z nas? Czy tylko je powtarzamy, tak jak jedna z naszych bohaterek, świetnie grana przez Marzenę Trybałę - odpowiada na pytanie „tak, ale co to znaczy?, "Tak pisali w tv". "Ale co to znaczy? Tak pisali w telewizji". To jest może taki moment, żeby się nad tym zastanowić, czy rzeczywiście uprawiam modę na jakąś postawę? Czy rzeczywiście wiem, gdzie ja ze swoją prawdą jestem?

Znakomita obsada. Myślę, że wspaniale Wam się razem pracowało...

Wspaniała obsada, z takimi artystami pracuje się wyśmienicie. Płyniemy razem, jest współpraca, zaufanie, każdy wnosi coś od siebie. A to, na czym trzeba się skupić, to logika i sens podawanego tekstu. Podstawa to przeprowadzenie tematu, i to jest naszym zadaniem, żeby widz podążał za historią i szukał w tej przypowieści swojego sensu. Tekst jest świetnie napisany, a więc wystarczy zaufać.

Lubimy francuską twórczość na scenie.

Tak, francuskie pisanie jest ciekawe dla grania, gdyż ono stawia na słowo, tak ważna jest właśnie logika tekstu. Oni lubią mówić. Francuzi dużo mówią, mówią smacznie, jak się ich słucha, to od razu chce się coś smacznego zjeść lub coś wypić, i tu analogicznie: Ta sztuka jest po prostu smaczna jak nasza ulubiona potrawa, którą robimy, kiedy mamy gości, bo wiemy, że zawsze wyjdzie. Zapraszam serdecznie na spektakl – puentuje Emilia.



Rozmawiała Małgorzata Gotowiec

Teatr Ateneum w Warszawie, "Napis" w reżyserii Artura Tyszkiewicza
Emilia Komarnicka-Klynstra, foto Krzysztof Bieliński
Spektakl widziała 2 marca Małgosia
Najbliższe przedstawienia 4-7 kwietnia

piątek, 2 lutego 2024

Łukasz Lewandowski w monodramie w Ateneum

Znakomitego aktora Łukasza Lewandowskiego możemy słuchać i oglądać na Scenie 61 tak bardzo lubianego stołecznego Teatru Ateneum. "Historia Jakuba" Tadeusza Słobodzianka – to opowieść inspirowana faktami. Bohaterem jest ksiądz i filozof, który pewnego dnia dowiaduje się, że wcale nie jest tym, kim jest.



- Mój bohater chce poznać swoją prawdziwą tożsamość, a to nie jest łatwe. Pragnie poznać swoje korzenie, wiarę, narodowość i pochodzenie, a nade wszystko logiczne połączenie tego wszystkiego z dotychczasowym życiem. Będzie nieco strasznie, trochę śmiesznie – mówi w rozmowie z nami aktor Teatru Ateneum Łukasz Lewandowski.

Zgadza się pan z tym, że monodram jest czymś najtrudniejszym dla aktora, zwłaszcza wtedy, gdy gra się kilka postaci?..

Pewnie tak, i nie ma co z tym dyskutować, ale to nie znaczy, że gdy gramy spektakle z partnerami, to one są łatwiejsze. Wiele zależy od tematyki, ale też od moich predyspozycji. Próba ucieleśnienia czegoś, co jest bliskie człowiekowi, jego lekturą, czym się kształtował, co go ukształtowało. Wtedy nawet takie trudne tematy wydają się trudne obiektywnie. Czasami te rzeczy, które są bardzo bliskie aktorom, są bardzo trudne, bo ta intymność często nie polega na nagości, tylko na tematach, które są bolesne - wtedy ciężko to się gra. Czasami tematy dla kogoś trudne są łatwe i proste dla innej osoby. To wymaga techniki. Pewnie 15 lat temu kosztowałoby mnie to zawał serca, a dziś może trochę mniej.

A jak wpadliście na pomysł wystawienia "Historii Jakuba" w Ateneum? Miałam to szczęście widzieć ten spektakl w Teatrze Dramatycznym.

To jest to dobro, które otrzymałem od Tadeusza Słobodzianka. Nasze rozstanie z Teatrem Dramatycznym było jakie było, nie chcę o tym mówić, wracać do tego. I spektakl i teatr to jest tak ulotna rzecz, i tak znikająca, że ten tekst - okazuje się - jest cały czas tak aktualny i po co ma leżeć w szufladzie i się marnować. Bardzo się cieszę, że dajemy nowe życie temu spektaklowi. To jest szlachetny gest, jaki wykonał wobec mnie Tadeusz Słobodzianek. Był plan, żeby to wieloobsadowe przedstawienie ze Sceny Na Woli Teatru Dramatycznego przenieść - z różnych powodów ciągle nie było na to czasu, pojawiały się różne problemy. Natomiast dyrekcja Teatru Ateneum była na tyle otwarta i wspaniała, że przyjęła naszą propozycję z radością - i nie ukrywam, że z olbrzymią atencją wobec mnie i wobec Tadeusza Słobodzianka. I zrobiliśmy to. Wielka radość.



Kim jest Pana bohater?

Mój bohater przede wszystkim jest Polakiem. Jest księdzem i filozofem, a potem w dojrzałym wieku dowiaduje się, że jest Żydem. Myślę, że los obdarzył go skrajnymi okolicznościami i w swoim życiu nie tylko musi, ale nade wszystko chce się z nimi mierzyć. To jest opowieść o tym, jak po tylu doświadczeniach pozostać wspaniałym człowiekiem. I to cały czas człowiekiem otwartym, pogodzonym, szukającym innych ludzi, szukającym światła. Zapraszam do teatru – dodaje na koniec aktor.

Rozmawiała Małgorzata Gotowiec

Za kreację Mariana/Jakuba w spektaklu wystawionym w 2017 r. na Scenie Na Woli Teatru Dramatycznego Łukasz Lewandowski otrzymał nagrodę dla najlepszego aktora XVIII Ogólnopolskiego Festiwalu Dramaturgii Współczesnej "Rzeczywistość przedstawiona" w Zabrzu oraz wyróżnienie aktorskie na 58. Kaliskich Spotkaniach Teatralnych.

Teatr Ateneum w Warszawie
"Historia Jakuba" – autor tekstu Tadeusz Słobodzianek
Reżyseria - Aldona Figura
Scenografia i kostiumy - Joanna Zemanek
Łukasz Lewandowski, foto Karolina Jóźwiak
Najbliższe spektakle – 9, 10 i 11 lutego