wtorek, 28 kwietnia 2020

Grzegorz Kwiecień o ostatniej premierze Teatru Narodowego

Cały świat przeżywa obecnie bardzo trudny okres z powodu szalejącej pandemii koronawirusa. Życie się zatrzymało, a kiedy wrócimy do jakiejś normalności? – trudno dziś odpowiedzieć na to pytanie. Ludzie sztuki, artyści, ale i my widzowie, mamy nadzieję, że we wrześniu będzie nam dane oglądanie przedstawień teatralnych na żywo, ale czy tak się stanie...tego nie wie nikt. Ostatnią premierą Sceny Narodowej w Warszawie był "Woyzeck" Georga Büchnera w reżyserii Piotra Cieplaka.
W garnizonie dochodzi do morderstwa. Prosty żołnierz zabija narzeczoną.
Z czego wynika jego zbrodnia? Czyn ten przeraża czy może budzi współczucie? Kto jest zbrodniarzem, a kto ofiarą? Gdzie kończy się ciało, a gdzie zaczyna się dusza?
Arcydzieło europejskiego romantyzmu, dramat Georga Büchnera "Woyzeck" w reżyserii Piotra Cieplaka 15 lutego miał premierę w Teatrze Narodowym w Warszawie.



O ostatniej premierze rozmawiamy z aktorem Sceny Narodowej, Grzegorzem Kwietniem.

Miłość, śmierć, to są tematy, które zawsze będą towarzyszyć ludziom. Jaki jest wasz dramat?

Przede wszystkim jest to dramat smutny. Jest też stosunkowo krótki, dodatkowo zaznaczona będzie dominująca historia jednostki. Na pewno uwikłanej w nieswoje sprawy. Z tego wychodzi dramat tej jednostki przekładający się na szerszą sprawę. Poczucie smutku - i mam nadzieję - kibicowania przez widza bohaterowi, będzie sprawiało - mam nadzieję - pobudzenie do refleksji nad tym losem. Także co powoduje ten dramat jednostki, która niczemu nie jest winna, a przynajmniej na początku na nic złego nie zasługuje. To jest klucz sprawy.

Jak to jest z karą śmierci w przedstawieniu?

Nie chciałbym za dużo zdradzać, bo nasz reżyser znany jest z tego, że operuje metaforą, i nie męczy widza takim epatowaniem kawy na ławę, że ja sądzę tak, i proszę się z tym pogodzić. Raczej otwiera temat, tym bardziej dosmacza pewne sprawy, żeby otworzyć szerszy kontekst, aby pootwierać jak najwięcej ścieżek, żeby widz mógł sam po swojemu spojrzeć na pewne rzeczy. Temat jest trudny - oko za oko, ząb za ząb - zrezygnowaliśmy z tego systemu. Jako zachodnia cywilizacja, uważamy że słusznie. Ale można mieć oczywiście odmienne zdanie.

Dramat, jak pan powiedział, jest trudny, nieskończony przez autora...

Zakończenie jest na pewno nieoczywiste. Potraktowane wprost, tak jak jest w dramacie. Jestem przekonany, że nie odbywa się żaden "gwałt" na autorze, a tak jak wcześniej powiedziałem, jest to raczej kwestia otwarcia tematu, i pogłębienia go na tyle, na ile jest to możliwe.

Lubicie pracować z Piotrem Cieplakiem.

Zdecydowanie tak. Z Piotrem nam się super pracuje. Nie pierwszy raz się spotykamy, to jest nasz reżyser, my go kochamy i jestem pewien, że z wzajemnością. Grupa, która została dobrana do spektaklu, jest też taką grupą, która się zna, przyjaźni, której ze sobą się dobrze pracuje. Natomiast sama praca była ciężka. Było bardzo ciężko, mimo tego, że przedstawienie jest krótkie, to mamy wiele scen zbiorowych, gdzie musieliśmy się porządnie urobić. Mamy też kostiumy w scenie jarmarku, w których jest mało wygodnie i komfortowo. Jest to jednak scena bardzo nieoczywista. Jestem ciekaw, jak widzowie na nią zareagują, ponieważ jest to wymysł na temat, w ramach sprawy, której de facto postaci nie ma w sztuce.

Dawno nikt nie sięgał po ten dramat.

Poniekąd dlatego, że uchodzi za dramat trudny, długi i straszący, że może być nudno. Ale my się nie boimy.

Proszę nieco zdradzić, jaka jest pana rola?

Ja pracuję w zbiorowości, jestem - jak wielu – żołnierzem w smutnym garnizonie, smutnego małego miasteczka. Mam też solówkę pijanego czeladnika, który pijany wstaje i opowiada jak to po pijanemu w nocy podczas męskich rozmów opowiada ni głupio, ni mądrze - po gombrowiczowsku. Piotr pracuje poezją w dużej mierze, i ta jego poezja, ta metafora, to pozostawienie w takim pięknym, ale dominującym określeniu, to siła rozgrzebywania tych spraw o których będzie w spektaklu. Ja się zawsze zastanawiam, jak on to robi. Pracujemy przez bardzo długi czas na takich plamach - plamy myśli, plamy scen. I potem nie wiadomo jak, to wszystko wychodzi i widzimy całość. Jesteśmy świadkami tematu, który trzeba najpierw przedyskutować, nie można zatrzymywać się na samej fabule, bo byłaby bardzo licha.

Rozmawiała Małgorzata Gotowiec

Teatr Narodowy w Warszawie, "Woyzeck" Georga Büchnera, reżyseria Piotr Cieplak.
Grzegorz Kwiecień – Żołnierz, Kaznodzieja, Koń.
Fot. Krzysztof Bieliński