niedziela, 21 stycznia 2018

Szymon Kuśmider: „Popełniamy te same błędy”

„Wujaszek Wania” Antoniego Czechowa w tłumaczeniu Jarosława Iwaszkiewicza bez skreśleń. Słowo po słowie. Reżyser spektaklu Ivan Wyrypajew pozwala, by sam Czechow przemówił do nas. Od początku do końca, traktując tekst jak nienaruszalną partyturę, opowiada historię, która zdarzyła się w wiejskiej posiadłości Wojnickich, między przybyciem, a wyjazdem profesora Sieriebriakowa i jego pięknej żony Heleny.
Między słowami ukryta jest drobiazgowo zbudowana opowieść o epoce, która przeminęła, o ludziach, których już nie ma..., ale język teatru pozostał.
Premiera „Wujaszka Wani” na deskach Teatru Polskiego w Warszawie odbyła się 9 grudnia. O pracy nad przedstawieniem, realiach, przeszłości i rosyjskiej literaturze opowiada nam Szymon Kuśmider, który wcielił się w postać Ilji Telegina.
 

- Pracowało się fantastycznie. Pierwsze spotkanie z Iwanem Wyrypajewem już nas uświadomiło, że reżyser wpycha nas w pewne rzeczy. W szkole uczyli mnie zupełnie odwrotnie, tzn. o pewnym graniu, o takich psychologicznych rzeczach. Natomiast Iwan mówi nam kompletnie coś innego. Dał nam do zrozumienia, że jego to kompletnie nie interesuje, co my myślimy na temat postaci. To brzmi trochę szokująco, ale to jest urocze, bo on mówi o takich rzeczach, niezwykle ciekawych, które stanowią wyzwanie dla aktora. Mówi, że nie interesuje go, jak my sobie wyobrażamy te postaci, tylko jak Czechow te postaci napisał. W związku z tym, zachęca nas - jeśli tak można to ująć – do grania, do czegoś, co jest bardziej zbliżone do audiobooka. Dlatego, że tekst leci cały czas, ze sceny pauzy padają tylko tam, gdzie Czechow chciał, żeby padały.  Dzięki temu sztuka jest szalenie śmieszna. Trochę sobie myślę, że to jest komedia, że my się śmiejemy z sytuacji i tekstów, które padają na scenie. Nie z samego dialogu, ale z tego, co dzieje się pomiędzy wypowiedziami. Jest to szalenie zabawne i szalenie współczesne – mówi nam Szymon Kuśmider.
Ma to wpływ, że dusza rosyjska pracowała z wami nad rosyjskim tekstem? Czy nie Rosjanin zrobiłby to lepiej?
- Myślę, że jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że robimy to tak po polsku z tymi dużymi pauzami, przeżywaniem itd. Oglądałem wiele przedstawień „Wujaszka Wani” w swoim życiu i wszystkie były takie wzruszające, ciężkie i długie. A to przedstawienie bez żadnego skrótu trwa dwie  godziny. Zasuwa ten tekst po prostu tam i z powrotem. I opowiada o ludziach, których już nie ma, o ludziach z tamtej epoki. O ludziach wspaniałych, wielkich, którzy się wygenerowali poprzez nieróbstwo. Wygenerowali się, ponieważ wszyscy wokół nich są winni, tylko nie oni. Mają pretensje do wszystkich, poza sobą. Największe pretensje do Serebriakowa i do Heleny, że przyjechali i zamącili nam w głowie. To ich wina, że my nic nie robimy, że jest tak źle. Winą obarczają ich i inne warunki zewnętrzne. To wszystko jest bardzo ciekawe, ponieważ nigdy nie wystawialiśmy tej sztuki w ten sposób w Polsce. Iwan daje naprawdę fantastyczne wyzwanie, podnosi poprzeczkę. Mówienie tekstu praktycznie bez pauz, bez jakiegokolwiek grania intencji w środku – bo te intencje są oczywiście w graniu poza tekstem – czyli w relacjach między postaciami. Tu nikt nikogo nie słucha. Tu każdy ma swoją wizję i wie najlepiej jak to trzeba załatwić. Przeglądamy się w tym tekście jacy jesteśmy tu dziś – jest to poczucie humoru Iwana, ale dla mnie takie Tarantinowskie nieco.
Treść, jej przesłanie się nie zestarzało…
- Nic, a nic się ta literatura nie zestarzała przez te lata. Czujemy to na scenie, że teksty są tak aktualnie współczesne. Sam reżyser to podkreśla i wrzuca to w tamtą epokę. Wszyscy jesteśmy nastawieni na ja, bufonowaci, nie widzimy nic poza czubkiem własnego nosa. Może postać Telegina, którą mam zaszczyt przedstawiać jest człowiekiem, który próbuje wszystko uspokoić, ale poniekąd z lęku, że straci to co miał. Jest to jedyna taka postać, która próbuje wszystko łagodzić. Natomiast panuje tam wieczny konflikt o wszystko, ale też o wartości, bo jak patrzę np. na Helenę, która opiera swoją postać na wartościach, to widzę, że trzyma się mocno tego, co człowiek powinien robić w życiu. Zakochany w niej wujaszek, i Helena świadoma tego, co może, a co nie przystoi. Jednak czy jest szczęśliwa, to już inna sprawa… trochę groteskowa. Świadczy to o tym, że są zdegenerowani ludzie, ale nie pośledni. I o tym braku zrozumienia, o tej pustce, o tym, że wszystko dookoła dąży do katastrofy. To jego zasługa, Iwana i Czechowa oczywiście, który genialnie to przedstawił. Staramy się tego nie zepsuć.
Lubi pan literaturę rosyjską?
- Tak. To cudowna rzecz. Lubię Bułhakowa, zawsze kiedy mogę wracam do „Mistrza i Małgorzaty”. Lubię Tołstoja. Rosyjska literatura daje taki oddech, jest inna i po prostu świetna. Porusza sprawy ludzkie. To jest coś, co jest nam potrzebne w dzisiejszej dobie.
Wcześniej grał pan w spektaklach Czechowa?
- Tak, w Krakowie grałem w „Wiśniowym Sadzie”, następnie był „Płatonow”, „Wujaszek Wania” – wersja zupełnie inna. Dotknęliśmy trochę tej rosyjskiej literatury. W szkole teatralnej też pracowaliśmy nad „Wujaszkiem Wanią”. A powrót do tego z zupełnie innego punktu widzenia, jak sugeruje Iwan jest bardzo ciekawe. I jak powiedziałem, jest wyzwaniem. Jest nam bardzo trudno, ale staramy się sprostać wymaganiom reżysera, które są bardzo wygórowane. Wszystko jest wystawione absolutnie wiernie, to jest w całym przedsięwzięciu niebywale istotne. 
Jest pan zwolennikiem, żeby klasykę przedstawiać tradycyjnie, czy nowatorsko?
- Myślę, że ustawienie przedstawień w realiach, w których zostały one napisane, wbrew pozorom więcej nam mówi o współczesności niż przerzucenie tego we współczesny już nawet nie kostium, ale ubranie. Jest moim zdaniem traktowaniem publiczności trochę jak kogoś niedouczonego, kto nie rozumie i nie czytał. A przecież ludzie inteligentni czytają, i im bardziej to oddalone w czasie, tym bardziej popularne. Widząc  to, co opisywał autor w przeszłości, widzimy jakie błędy popełniali ludzie wtedy, a my robimy dokładnie to samo, nie wyciągamy wniosków z tej nauki.
Do kogo bardziej przemówi ta wersja „Wujaszka Wani”?
- Uważam, że spektakl trafi zwłaszcza do młodych. Muzyka jest absolutnie współczesna i świetna, a scenografia bajkowa. Myślę, że jak kurtyna się podniesie, to będzie wielkie WOW! Ale oczywiście do Teatru Polskiego zapraszamy wszystkich.

Rozmawiała Małgorzata Gotowiec

Najbliższe spektakle 3,4,6,7,8 lutego