wtorek, 11 września 2018

Justyna Kowalska o najnowszej premierze „Tchnienie” w Teatrze Narodowym

Teatr Narodowy w Warszawie już na inaugurację sezonu oferuje swoim widzom niezwykle interesująco zapowiadającą się premierę. Od 8 września możemy oglądać spektakl „Tchnienie” na Scenie Studio. Historia miłości dwójki młodych ludzi, czyli jak odnaleźć się we Wszechświecie. „Tchnienie” pióra Duncana Macmillana to reżyserski debiut znakomitego aktora Teatru Narodowego Grzegorza Małeckiego na zawodowej scenie.




Na pustej scenie zobaczymy Justynę Kowalską i Mateusza Rusina. – To ogromne wyzwanie dla aktora – mówi w rozmowie z nami młodziutka aktorka Sceny Narodowej Justyna Kowalska.


Akademię Teatralną skończyłaś zaledwie dwa lata temu, a grasz już w trzeciej sztuce. Wymarzony start dla młodego aktora.

To prawda. Zagrałam w „Opowieści Zimowej” Szekspira i „Idiocie” Dostojewskiego, ale gra w „Tchnieniu” jest moją pierwszą naprawdę dużą rolą. Nie ma tu rekwizytów, nie ma typowej scenografii ani kostiumów, nie ma też świateł - nie gra się łatwo w takich warunkach. To spore wyzwanie dla aktorów. Jesteśmy zdani tylko na siebie i to jest dla nas znakomita lekcja. W tym jest też coś cudownego i coś przerażającego zarazem, bo albo dotrzemy razem na szczyt, albo na dno. Trzeba mocno wysilić wyobraźnię. Ważne jest to, aby też nie „przewalić” - mówiąc kolokwialnie - w którąś ze stron. Zależy nam na tym, aby wyrażane przez nas przeżycia i emocje były pokazane bardzo prawdziwie, zagrane od siebie, bardzo naturalne. Ale jednocześnie, żeby mogły stworzyć i pokazać widzowi pełny obraz tego świata na tej czarnej, pustej scenie - to jest bardzo trudne.


Scena Studio ma coś w sobie.

Jest bardzo wdzięczna, intymna, kameralna. Nie widać też za bardzo widza, a przecież wiemy, że publiczność siedzi blisko, jest tuż, tuż. Głos nie musi być też bardzo wysilony. Powiem, że jest tak domowo.


Poznałaś wszystkie trzy sceny Teatru Narodowego, która najbardziej Ci odpowiada?

Zdecydowanie właśnie Scena Studio. Odpowiada mi jej kameralność. Jest tu takie niuansowanie, gdyż na Scenie Bogusławskiego, która jest wspaniała i niesamowita - tak jest w „Opowieści Zimowej” - działają zapadnie i widać ogromne możliwości tej sceny - ale jednocześnie trzeba mieć ogarnięty każdy jej centymetr, żeby gdzieś nie wpaść. Scena ta jest bardziej reprezentacyjna, taka do pokazania się światu, że tak powiem „na wynos”. Studio jest bardzo „przy sobie”, jest bardzo naturalnie.


Jak się pracowało z Mateuszem Rusinem oraz debiutującym w roli reżysera Grzegorzem Małeckim?

Panowie są bardzo czuli, zarówno jeden, jak i drugi. Mateusz jest wspaniałym partnerem na scenie, graliśmy już razem wcześniej i bardzo dobrze się rozumiemy. Mamy do siebie zaufanie, znamy swoją energię. Nawzajem wyczuwamy się tam, gdzie to jest konieczne, mamy wspólną chemię, to bardzo pomaga. A Grzegorz jako reżyser - może dlatego, że też jest aktorem - jest bardzo wyrozumiały, wrażliwy i otwarty na dialog. Uważnie słucha tego, co mamy do powiedzenia, z czym się dobrze czujemy. Na co dzień też jest takim człowiekiem - i to jest jego najpiękniejsza cecha. Jest jednocześnie zdecydowany, ma wizję sztuki i wie, co chce osiągnąć, ale robi to naprawdę spokojnie, nie dokłada stresu.




Sztuka jest o życiu, o dwójce młodych ludzi...

Sztuka jest o miłości. Dwoje młodych ludzi stara się o dziecko. Zastanawiają się nad tym, czy w ogóle można mieć dziecko w dzisiejszych czasach, co to za sobą niesie. Stawiają sobie bardzo dużo trudnych pytań. Grzegorz powiedział na początku, że ta sztuka to jest moralitet. Średniowieczny moralitet. Nie udziela odpowiedzi, bo odpowiedzi mogą udzielić tylko państwo z widowni po spektaklu, o ile w ogóle można jednoznacznie odpowiedzieć na takie pytania. Jest bardzo dużo o planecie, o śladzie węglowym, o dwutlenku węgla, o zmianach, jakie występują teraz na świecie. Mamy do czynienia ze zderzeniem mikrokosmosu z makrokosmosem. Z jednej strony jest planeta, Wszechświat, a z drugiej dwoje młodych ludzi, którzy się kochają, mają swój dom, i o coś się spierają, rozstają się i wracają do siebie. Jest to zderzenie moim zdaniem okrutne i cudowne zarazem. Spotkanie dwóch światów, które ze sobą korespondują i ciągle ze sobą się przeplatają.


Rozmawiała Małgorzata Gotowiec


Teatr Narodowy w Warszawie, "Tchnienie", Justyna Kowalska, foto: Zbigniew Lisiecki