niedziela, 18 lipca 2021

Tomasz Schuchardt o „Don Juanie” w Teatrze Ateneum

"Don Juan" Moliera – słynny na całym świecie uwodziciel i łamacz kobiecych serc – kto nie zna tej postaci, do której tak często sięgają teatralni reżyserzy? "Don Juan" jest między innymi o świętoszkowatym świecie otaczającym bohatera, a erotyczne podboje bohatera są również skierowane przeciw niemu. Jednak za swoje życie zapłaci najwyższą cenę...



Jaki jest nowy "Don Juan" w reżyserii Mikołaja Grabowskiego, którego premiera odbyła się 11 czerwca w tak lubianym przez publiczność Teatrze Ateneum w Warszawie..? Pytamy o to głównego bohatera, odtwórcę tytułowej roli, aktora stołecznej sceny Tomasza Schuchardta.

To Twój pierwszy kontakt z Molierem, czy już w Akademii miałeś okazję wcielać się w którąś postać tego słynnego pisarza?

W Akademii tylko oglądałem inscenizacje Moliera w wykonaniu kolegów, zatem jest to mój pierwszy Molier na koncie, a jaki będzie..? Staraliśmy się jak zawsze, nieco odświeżyć literaturę - przede wszystkim patrzenie na Don Juana. Ta sztuka była napisana przez Moliera już w jego czasach inaczej, a był to XVII wiek. Inaczej niż jego inne sztuki - mówi w rozmowie z nami Tomasz Schuchardt.

- Jest to Molier podróżujący. Zmieniają się przestrzenie, akcja nie dzieje się w jednym domu, miejscu, nie znajdziemy w naszej interpretacji jedności miejsca. Jedność akcji  jest zaburzona. Długo szukaliśmy, jaki powinien być grany przeze mnie bohater – dodaje aktor.

I jak wspólne poszukiwania się skończyły?

Daliśmy mu więcej romantyzmu, ale okazało się, że pierwsze trzy akty, które miały pokazywać ogólnie jego miłość do kobiet, nie jego zafascynowanie od razu łamaniem niewieścich serc, to zakochiwanie się w nich, przestało nam trochę pracować na pozostałe akty - czwarty i piąty, czyli drugą część spektaklu - kiedy tak na prawdę mój bohater dostaje zewsząd po głowie za swoje postępowanie. Ale nie działało, dlatego dorzuciliśmy mu trochę więcej zapalczywości, diabelskości i chęci działania. No i oczywiście, że nie jest do końca w porządku, bo jednak łamie te kobiece serca. Reżyser Mikołaj Grabowski powiedział, że to przedstawienie nie jest dla niego  o Don Juanie i kobietach, ale o seksualności samej w sobie. Są zaledwie trzy sceny, w których bohater jest z kobietami, jest za to masa innych rzeczy, innych sytuacji.

Nasz spektakl, jest trochę o rozpychaniu granic wolności. Jest tam jasno przedstawiony świat chrześcijański, i moralności chrześcijańskiej. Oraz świat ludzi, którzy po prostu żyją inaczej - czyli np. grany przeze mnie Don Juan. On widzi tę moralność inaczej. W inny sposób chce korzystać z tego świata. Fakt ten doprowadza do tego, że ten cały świat w ten sposób zakłamany - bo są to ludzie bez serc i bez ducha, a tylko nazywają siebie wiernymi Bogu - są do gruntu źli. Nawet gorsi niż sam Don Juan. Natomiast doprowadza to wszystko do tego - tak jak w dramacie jest pokazana jego przemiana, trochę świętoszkowatego - że staje się troszkę jak oni. Dorzuciliśmy jednak nieco więcej cynizmu i tego, że on to robi z premedytacją. On zmienia się - chcecie żebym był taki, to taki będę - mówi. Ale wtedy już nie będę dobrym, nie będę człowiekiem, który sobie żyje, korzysta z życia, ale gdzieś w głębi jest dobry - będę zły, taki jak wy.



To bardzo bolesna nauka...

Tak, to jest bardzo bolesna nauka. Oczywiście kończy się to dla niego dramatycznie, gdzieś w końcu bohatera dopadają, ale on wie, że gdzieś żył w duchu wolności, a ludzie którzy mówili o wolności, zabrali mu tę wolność. Widzimy, że dyskusja o tym w Polsce dopiero się zaczyna, to co we Francji odbywało się cztery wieki temu. Dlatego chyba ten wybór Don Juana jest adekwatny. Spór taki właśnie społeczno-moralny - tak zresztą politycy ustawili trochę rozmowę, odwracając uwagę od spraw ważnych typu ekonomia i socjalizm, przerzucili to wszystko na światopogląd. My też bierzemy na warsztat ten światopogląd i staramy się poprowadzić taką dyskusję. Zwłaszcza że w naszym zabiegu scenicznym – Don Juan z Sganarelem, czyli najlepszym swoim przyjacielem i sługą jednocześnie - ta postać jest mężczyzną, granym przez kobietę, cudowna Dorota Nowakowska wciela się w tę postać, - i ma swoją moralność bardziej boską, bliżej Boga i Don Juana. My tu nie robimy między nimi kłótni, czy nienawiści, ale pokazujemy przyjaźń. Są to ludzie, którzy  muszą ze sobą żyć, są skazani na siebie, ale też chcą być na siebie skazani, i to jest też piękne. Dobrze, że Mikołaj to tak ustawił, w taki sposób, że to gra kobieta. Nie zmieniamy tu płci Sganarela, ale w jakiś sposób jest zmieniona, chcąc nie chcąc, tym zabiegiem. W ten sposób jest to dialog o kobietach i mężczyznach. Myślę, że jest to takie trochę nowe odczytanie sztuki. 

Tłumaczenie jest nowe, Jerzego Radziwiłowicza.

Tak, sam tłumacz jest człowiekiem bardzo zajętym, i nie mieliśmy okazji się z nim spotkać, też czas temu nie służy. Spektakl dopracowywaliśmy już dwa miesiące temu, w czasie pandemii, i zamknięcia teatrów. Spotykanie się z dodatkową osobą, i narażanie jej na dodatkowe ryzyko nie było potrzebne.  

Dobrze się pracowało z Mikołajem Grabowskim?

Ja mam z nim podobne poczucie humoru, przekomarzamy się cały czas. Ale strzelamy do tej samej bramki. Mnie się z nim pracowało super. To rasowy reżyser, wie co chce zrobić, wie jak prowadzić aktora, czyli jakie mu pytania zadawać, jakie mu stawiać zadania, żebyśmy osiągnęli ten efekt który gdzieś tam w głowie miał już wcześniej. Poza tym ma wykształcenie aktorskie, więc wie, na czym problem polega, i z czym je się ten chleb. Występować znowu przed publicznością, to jest cudowne uczucie. Ja już tydzień wcześniej grałem w Krakowie, coś wspaniałego. Przez pandemię wiele rzeczy odbieramy inaczej i doceniamy więcej...Zapraszam do teatru.  

Rozmawiała Małgorzata Gotowiec

Teatr Ateneum w Warszawie.
"Don Juan, albo kamienna uczta", reż. Mikołaj Grabowski, w roli tytułowej Tomasz Schuchardt. Foto Bartek Warzecha

Spektakl obejrzała 13 czerwca Małgosia
Następne przedstawienia – 21, 22, 23 i 24 września

poniedziałek, 11 stycznia 2021

"Ława przysięgłych" - historyczna premiera online w Teatrze Ateneum

Teatr Ateneum 19 grudnia 2020 zaprosił widzów na premierę online spektaklu "Ława przysięgłych" Ivana Klimy w reż. Jakuba Krofty. W spektaklu występują: Maria Ciunelis, Przemysław Bluszcz, Tomasz Kozłowicz, Janusz Łagodziński, Magdalena Schejbal, Grzegorz Damięcki, Dorota Nowakowska, Bartłomiej Nowosielski i Tadeusz Borowski.
Sprawa na pierwsze spojrzenie wydaje się niezbyt skomplikowana. Mamy sądową ławę przysięgłych, która składa się ze zwykłych ludzi – od sklepikarki po fryzjera – oni mają orzec, czy pewien obywatel zamordował swoją narzeczoną, czy też nie. Okoliczności wskazują, że raczej nie, i że zrobił to ktoś inny. Problem w tym, że sąd, dla którego pracuje ława przysięgłych, jest trochę dziwny. Zdaje się oczekiwać, że ława wyda werdykt nie mający się nijak do rzeczywistości, i robi wszystko, żeby tak właśnie się stało. To powoduje, że sprawa zaczyna się komplikować i plątać, zmierzając w stronę horroru i absurdu.

Premiera online – o tym raczej nigdy nikt nawet nie pomyślał?.. Jednak w obecnym tak trudnym czasie, to chyba jedyne dobre rozwiązanie? Jaka jest Pana opinia w tej kwestii?

Mam naprawdę mieszane uczucia. To taki teatr w pół drogi, ale znalazłem pewien pozytyw. Do tych działań musiałem wypracować zupełnie nowy rodzaj koncentracji. Jakość tego typu realizacji bywa bardzo słaba i internet zalewa masa bylejakości. Tym bardziej trzeba walczyć o artystyczny poziom wydarzenia. Dla mnie to jest adrenalina, bo lubię eksperymenty – powiedział w rozmowie z nami aktor Teatru Ateneum, Grzegorz Damięcki.
"Ława przysięgłych" – czarna komedia nawet pasuje do tego pandemicznego czasu. Proszę powiedzieć kilka słów o granej przez Pana postaci?

Mój bohater, to ktoś, kogo bałbym się spotkać w sądzie. Władza oddana w ręce takich ludzi budzi we mnie niepokój...

Jak się pracowało z czeskim reżyserem i scenografem? W jakim języku się porozumiewaliście? Były jakieś zabawne sytuacje? Coraz częściej zagraniczni twórcy przyjeżdżają do nas reżyserować spektakle, a to chyba jest też z korzyścią dla nas?

Są same plusy takich spotkań. Inne doświadczenie, inna kultura, poczucie humoru i tak dalej. Środowisko wymarzone do artystycznego rozwoju. Śmieszne jest to, co się dzieje na styku podobnych z grubsza języków. Pozornie... no właśnie po czesku znaczy uważnie. A miłość to láska. Śmialiśmy się z siebie co chwila...

Sztuka powstała w latach 60-tych. Jak się ma do naszych czasów?

Oczywiście, niestety jest aktualna. Dla teatru to świetna wiadomość. Dla obywateli trochę gorsza. Łatwo wejść w buty konformisty, łatwo zrobić jeszcze jeden krok i sprzedać swoje przekonania, krok następny i już można zostać kanalią. Mamy to dziś, żadna ze stron polskiej wojenki nie ma co do tego wątpliwości.

Jak się Pan odnajduje w tych ciężkich pandemicznych czasach? Ma Pan swój lek na to, aby nie zwariować?

10 dni przesiedziałem w garażu podczas kwarantanny. Dużo myślałem, czytałem i słuchałem muzyki. Dotarło do mnie ile czasu przecieka nam między palcami. Lek? Żyć blisko ludzi, więcej słuchać niż gadać. Zadawać trudne pytania i łatwo się nie zniechęcać.

Rozmawiała Małgorzata Gotowiec

Sztukę online 19 grudnia obejrzała Małgosia
Teatr Ateneum w Warszawie, "Ława przysięgłych", reż. Jakub Krofta
Grzegorz Damięcki w roli lobbysty, foto Bartek Warzecha.