wtorek, 13 lutego 2018

Joanna Halinowska: „Jesteśmy cały czas na początku…”

„Miny polskie” według scenariusza Tadeusza Nyczka i Mikołaja Grabowskiego to kolejna premiera Teatru Polskiego w Warszawie. Spektakl możemy od lutego oglądać na Dużej Scenie tego popularnego i lubianego stołecznego teatru. Scenariusz oparty jest na „Wyzwoleniu” i „Legionie” Stanisława Wyspiańskiego, „Opisie obyczajów za panowania Augusta III” Jędrzeja Kitowicza, „Pamiątkach Soplicy” Henryka Rzewuskiego, utworach Witolda Gombrowicza: „Dziennikach”, „Ferdydurke”, „Operetce”, „Ślubie” oraz „Mimice” – XIX-wiecznym podręczniku dla aktorów autorstwa Wojciecha Bogusławskiego.
„Miny polskie” są próbą rozpoznania i opisania schematów, które organizują życie narodowe. Gesty, miny, pozy – gombrowiczowskie gęby, które przyprawiamy innym lub za którymi sami się chcemy ukryć. Życie narodu – społeczne, polityczne, artystyczne – od wieków w pętach obyczaju i konwenansu. Polska dawna i współczesna, wzajemnie się w sobie przeglądająca.


O nowym przedstawieniu rozmawiamy z aktorką Teatru Polskiego, grającą postać Muzy – Joanną Halinowską.
Jak to jest z tymi polskimi minami, pozami? 
Jest to chyba trochę przerażające, że dzieło „Wyzwolenie”, które zostało napisane ponad sto lat temu, jest nadal tak aktualne. Oczywiście mieliśmy dużo zabawy przy tym, ale jak się przyjrzeć, wgłębić w tekst, to właściwie nie wiadomo… śmiać się, czy płakać. Niczego człowiek się nie uczy, i ciągle jesteśmy na początku jakiejś drogi. 
Czy to nie jest nasza polska słabostka, że nie potrafimy wyciągać wniosków, i popełniamy wciąż te same błędy?
To już chyba trzeba zostawić widzom, niech sami ocenią. Myślę, że każdy znajdzie w tym spektaklu, w tym tekście coś dla siebie. I ilu widzów, tyle interpretacji. Myślę, że jedyne słowo, właściwe to takie – że jest to aktualne.
Do jakiej publiczności byście chcieli dotrzeć?
Na pewno do takiej, która będzie chciała przyjść i oglądać.  Jest to spektakl, który nawiązuje bardzo do polityki, do naszej mentalności, do społeczeństwa. Jest o nas i każdego, kto będzie chciał  zawitać w nasze progi, wejść w dialog z nami…zapraszamy. Nie wiem, ilu ludzi zastanawia się nad tym, jakie tamten tekst ma przełożenie na dzisiejsze czasy. A jeśli się nie zastanawia, to kiedy przyjdzie do teatru, może to będzie ten przełomowy moment na analizę, rozmyślania i pewne wnioski.
Co możesz powiedzieć o swojej postaci?
Gram Muzę Wyspiańskiego, natchnienie pisarza. Jak pracowałam nad rolą - myślałam- Muza/Aktorka. Jestem i Muzą i Aktorką. W „Wyzwoleniu” Muza jest natchnieniem Wyspiańskiego, tak samo jest w naszym spektaklu. Jest osobą bardzo prężną, przemawia przez nią sztuka. Ona bez sztuki nie potrafi funkcjonować. Sztuka jest silniejsza niż śmierć. Są to zasady, które wyznaje. Ma swojego Konrada w postaci Wyspiańskiego. My Konrada też mamy, a ona lawiruje gdzieś pomiędzy tymi postaciami. Sztuka jest nieśmiertelna, jest wszystkim i ona tylko w niej się spełnia. Jak artysta spełnia się w sztuce, tak Muza w sztuce się spełni, ma do tego swojego Wyspiańskiego, który jej potrzebuje, a ona potrzebuje jego. Te dwie postaci uzupełniają się. Gdzie sztuka tam i Muza. Nawet odnajduje gdzieś swoje poglądy w samym Konradzie. Nie mówię o polityce, chociaż trochę wyglądam, jakbym wyszła z „czarnego marszu”. U nas na pewno Muza broni kobiet. Bardzo chcę podkreślić, że największą wartością dla niej jest sztuka, i to jest dobre według mnie.


Wasze stroje są bardzo urozmaicone, od klasyki po współczesność.
Stroje w naszym przedstawieniu są bardzo ważne. Wersji mojego ubioru było kilka. Pierwotną  była suknia. Suknia z trenem - długa i czarna - wyglądałam w niej jak posągowa Muza. I jak uwielbiam kostiumy, tak uważam, że dla tej postaci ubiór współczesny, taki niedookreślony, daje więcej możliwości. To jest postać, która potrafi wejść na „pstryk” w kolejną emocję, w następny stan. Paradoksalnie kostium, który dziś prezentuję, całkowicie współczesny -  daje mi więcej możliwości, a suknia mnie ograniczała. Wspólnie do tego doszliśmy. Na początku się kłóciłam, bo bardzo chciałam grać w sukni. Koniec końców odpuściłam, i jestem w spodniach i koszuli. „Miny polskie” to spektakl, w którym występują trzy grupy.

Grupa Wyspiańskiego -  Wyspiański, Gombrowicz, Muza i Konrad oraz Kaznodzieja, Kardynał – postaci związane z Wyspiańskim. Druga grupa Kitowicza związana ze szlachtą i grupa Bogusławskiego, czyli Mozartowskie środowisko. Mamy zatem niezłe pomieszanie, i to także przedstawia się w kostiumach. A najciekawsze jest, jak to się wszystko ze sobą przeplata. Jak się te grupy spotykają ze sobą na scenie. I czy wyczuwa się różnice między nimi? Ale to już niech widz oceni. Serdecznie zapraszam do Teatru Polskiego.


Rozmawiała Małgorzata Gotowiec

Teatr Polski w Warszawie, „Miny polskie”, Joanna Halinowska, foto Kasia Chmura.
Najbliższe spektakle „Min polskich” – 13, 14, 15 marca

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz