środa, 29 października 2025

Spektakl „Grupa krwi” otwiera nowy sezon w Teatrze Ateneum

Teatr Ateneum w Warszawie rozpoczął nowy sezon artystyczny sztuką gdańskiej dramatopisarki Anny Wakulik "Grupa krwi". O spektaklu rozmawiamy z odtwórczynią jednej z ról Emilią Komarnicką.



- Anegdota jest dosyć prosta - mogłoby się wydawać - bardzo zamożny dziadek, człowiek medialny, odchodzi i zostawia testament. I oto dwójka wnuków dowiaduje się, że w tym testamencie jest ktoś jeszcze. Jest jeszcze drugie rodzeństwo, druga para – mówi w rozmowie z nami aktorka Teatru Ateneum Emilia Komarnicka.

Brzmi intrygująco...

Tak. Mamy sytuację na dzień przed rozprawą sądową. Cała czwórka spotyka się w dworku dziadka, który jest do rzekomego podziału. Spotkali się, aby się dogadać. I oczywiście zaczyna się cała historia. Taka jest anegdota, ale tak naprawdę, jak bym miała powiedzieć - o czym jest sztuka - to o kluczowym, fundamentalnym pytaniu - kim jestem? I ten dworek do podziału, i ta materialna sprawa, to naprawdę jest to mały aspekt całego zagadnienia – mówi Emilia Komarnicka.



Zapewne przy okazji pewne sprawy ujrzą światło dzienne?

Właśnie, można powiedzieć, że tożsamość każdego z czwórki bohaterów się sypie. To znaczy, co by się wydarzyło, w momencie kiedy byśmy się dowiedzieli, iż nie jesteśmy tym, kim przez całe życie myśleliśmy, że jesteśmy, że anegdoty i legendy rodzinne omijały w pewnym sensie prawdę. Co byśmy wtedy zrobili? A to jest kompletny rozpad tożsamości - i o tym jest ten spektakl. Nie po to, żeby się wszystko rozsypało, ale o pytaniu - czy w mojej rodzinie też są takie tajemnice? Jak to jest z tymi tajemnicami. To nie są czary mary, to jest często fizyka. Jeżeli coś wypieramy jako rodzina, jeżeli się do czegoś nie przyznajemy, jako ród, to taki stan napiera, to jest fizyka. Im bardziej pewne rzeczy wypieramy, tym bardziej one napierają na nas.



Jak temu zatem zapobiec?

To jest proste, żeby nie trzeba było sprzątać, kiedy już naprawdę wszystko jest rozsypane, może warto zadać sobie to pytanie i spojrzeć wstecz. Ten brak porozumienia i naszej zewnętrznej integralności, który obserwujemy na mapie Polski jest absolutnym odzwierciedleniem tego, co jest w nas. I tego, że ciężko powiedzieć, nawet jeżeli, niektórzy z nas robią testy DNA - skąd pochodzimy. Nasza historia jest bogata, obfita i splątana tak, że często trudno o jasną odpowiedź. I teraz od nas zależy, czy dokonamy tej wewnętrznej integralności. A jestem pewna, że jak dokonamy tej wewnętrznej integralności, to na zewnątrz też ona będzie. Ja jestem bardzo szczęśliwa, że zrobiliśmy tę sztukę, bo to jest kameralne bardzo granie, ale 70 osób każdego wieczoru może wyjść z tym pytaniem. Jest ono na tyle istotne, że nie da się zamieść tego pod dywan. Trzeba się z takimi problemami zmierzyć.

A może my, Polacy, nie umiemy tak do końca rozmawiać na takie tematy?

Nie wierzę, oczywiście kulturowo, historycznie możemy czuć jakąś stratę, i lubimy tak pocierpieć. Ale cierpienie dla cierpienia nie jest konstruktywne, zresztą cierpienie jest interpretacją, ból jest faktem. Starajmy się pojąć, skąd ten ból wypływa. Tym się zajmijmy, to wtedy nie będzie cierpienia.

Po postu trzeba się odważyć.

Jak najbardziej, trzeba się odważyć. Nie znaczy, że politycy są źli, że historia jest niesprawiedliwa, to nasza wewnętrzna tożsamość, i o tym jest ten spektakl.



Powiedz coś o bohaterce, którą grasz.

Gram Ritę, jedną z tego "zamożnego rodzeństwa", które się dowiedziało, że jest ktoś jeszcze. Moja bohaterka, jest główną "mieszającą" w tym gronie. Ona wie odrobinę więcej niż reszta, była w ścisłej relacji z dziadkiem, który odszedł. Ale ona też nie wie, co zrobić, bo jej tożsamość też jest rozsypana. Ma - i za to ją uwielbiam - bezczelne dążenie do prawdy. I to jest tak silne, że nie ważne, czy ona straci ten majątek, czy ona straci może swoją tożsamość, bo jest to osoba bardzo medialna. Staje w sytuacji, że może stracić wszystko, ale ma to w głębokim poważaniu, bo najważniejsza jest dla niej prawda.

Zapowiada się ciekawy teatr, jakiego widz pragnie...

Jestem bardzo szczęśliwa, bo to jest taki teatr, na który czekam, gdzie liczy się dialog, charyzma i wiedza – a czy trafi do widza...na to bardzo liczymy, ale nie chcę niczego zapeszać. Czas pokaże.

Lubisz pracę na małej scenie?

Tak, już tu pracowałam, ale jest to wyzwanie, dlatego, że widz siedzi nam na przysłowiowym nosie. Nie ma tu, że się zasłonimy warsztatem, jak na dużej scenie czasem można coś ukryć, czy oszukać. Tu się wszystko zauważy, tu się gra filmowo, jest bliziutko i tak subtelnie, że trzeba naprawdę najbardziej czułe struny poruszyć. A spektakl mnie na pewno zaskoczył. Gdy po raz pierwszy czytałam ten tekst, to nie zdawałam sobie sprawy z takiej głębokości tematu. I z tego, jak bardzo dużo ja będę musiała swoich czułych strun poruszyć, żeby zrozumieć motywacje bohaterki. To się wszystko wydarzyło, i jesteśmy wszyscy szczęśliwi na tę premierę, ale przede wszystkim na te spotkania z widzami, które są przed nami. To jest ważny spektakl, więc kto może zapraszamy bardzo serdecznie do Teatru Ateneum na "Grupę krwi".



Rozmawiała Małgorzata Gotowiec

Teatr Ateneum w Warszawie
"Grupa krwi" Anny Wakulik, reż. Wojciech Urbański
Emilia Komarnicka, foto Krzysztof Bieliński

Spektakl obejrzała 19 października Małgosia
Najbliższe przedstawienia – 11, 12, 13, 14 grudnia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz