wtorek, 2 maja 2017

„Ojciec” Floriana Zellera w Ateneum

8 kwietnia na Scenie Głównej Teatru Ateneum w Warszawie odbyła się polska prapremiera tragikomedii Floriana Zellera „Ojciec”, z Marianem Opanią w roli tytułowej. Reżyserem spektaklu jest Iwona Kempa.

Osiemdziesięcioletni André (w tej roli Marian Opania), wydaje się być ciągle w niezłej formie. Jednak niepokój najbliższych budzą pojawiające się coraz częściej u niego kłopoty z pamięcią. Jego córka Anna (Magdalena Schejbal) stara się zapewnić ojcu możliwie najlepszą opiekę, licząc, że to spowolni postęp choroby. Ale to nie utrata pamięci zdaje się być największym problemem starszego pana. Prawdziwym dramatem jest niepokojące rozpadanie się więzi rodzinnych, zanik wzajemnego zrozumienia, społecznej empatii, szczęścia oraz… zwykłego zdrowego rozsądku. Kto w tych okolicznościach zachowa się uczciwie, a kto będzie wykorzystywał nieszczęście?



O pracy nad spektaklem i trudnych początkach w zawodzie aktorskim rozmawiamy z Małgorzatą Mikołajczak, absolwentką Akademii Teatralnej w Warszawie, która współpracuje z Teatrem Ateneum.

Małgorzata Mikołajczak – niezwykle utalentowana aktorka młodego pokolenia, o ogromnej charyzmie, pięknej barwie głosu, nietuzinkowej urodzie i co nie częste w dzisiejszym świecie – z wielką pokorą do życia i wykonywanej pracy.

Niezmiernie się cieszę widząc Ciebie w teatrze. Pamiętam znakomite Twoje kreacje z Akademii Teatralnej. Wasz rok był bardzo zdolny, ale Ty od razu przykuwałaś uwagę i zwracałaś na siebie uwagę – talentem i urodą. Czekałam, który teatr się Tobą zainteresuje. Start dla młodych nie jest prosty, a widać, że bardzo chciałaś grać w teatrze. Twoja Nastasja Filipowna ze „Szkiców z Dostojewskiego” na zawsze pozostanie w mojej pamięci. 

Dziękuję bardzo za te miłe słowa. Tak, ja mam taką swoją drogę – muszę trochę o siebie powalczyć. To jest teraz mój trzeci spektakl, który robię w ogóle w teatrze państwowym. Drugi w Teatrze Ateneum. Wcześniej spotkałam się dwa razy z Januszem Wiśniewskim - w Radomiu i w Warszawie, teraz drugi raz w Ateneum z Iwoną Kempą, która zaprosiła mnie do współtworzenia tego spektaklu. W „Ojcu” mam epizodyczną rólkę, ale cieszę się bo każde bycie na scenie daje mi bardzo dużą satysfakcję i pozwala być cały czas w tym zawodzie. Mieć styczność z widzem, z samym sobą jako aktorem, to bardzo ważne. Ta propozycja w Ateneum była bardzo ciekawa - moja postać jest trochę takim ucieleśnieniem, zobrazowaniem choroby ojca, głównego bohatera, którego gra Marian Opania. W jednej ze scen przychodzę i trochę mieszam mu w głowie. Miesza mu się cały czas rzeczywistość, a ja jestem jakby symbolem tego. Oczywiście, nawet nie muszę mówić, że spotkanie i praca z Panem Marianem, który jest legendą kina i teatru, jest zaszczytem i ten fakt doceniam ogromnie.

Nie jest łatwo zagrać dobrze tragifarsę, prawda?

Tak. Ja bym powiedziała, że to jest bardziej tragikomedia, bo Iwona Kempa tak wprowadziła aktorów, żeby skupić się bardziej na obrazie psychologicznym. Ja co prawda nigdy wcześniej nie grałam farsy, toteż nie wiem jak się na tym pracuje. Wydaje mi się, że gdzieś te rytmy są ważne, jakieś takie szybkie granie. A tutaj Iwona pozwoliła nam na taki duży komfort, żeby to wszystko było skupione na tym problemie psychologicznym postaci Pana Mariana Opani. Nie mieliśmy takiej presji: „szybciej, szybciej grajcie, teraz mówisz tekst tutaj z puentą, raz, dwa trzy!” Nie, nie tu wszystko jest na spokojnie. Przede wszystkim, żeby temat przeszedł i cały wybrzmiał.

Problem sztuki zawsze będzie aktualny. Problem starości, radzenia sobie z nim.

Jak tylko sztukę przeczytałam, to od razu poczułam do niej sympatię. Jest to bardzo ważny problem, ważny poruszony temat i wydaje mi się, że Iwona bardzo dobrze wybrała tę sztukę i, że ona będzie trafiać przede wszystkim do publiczności Ateneum, do osób w średnim wieku.

Boimy się takich tematów. Nie umiemy o przemijaniu swobodnie rozmawiać.

Tak. Te osoby często mogą stawać właśnie przed takim wyborem. I ciekawa jest w ogóle forma całego spektaklu – gdyż w nim nie jest powiedziane wszystko wprost. Tylko widz ma szansę jakby wejść do głowy głównego bohatera. Jemu się miesza rzeczywistość i tak samo publiczności się miesza. I to jest bardzo ciekawy zabieg dramaturgiczny i literacki. Cały czas myślimy, chcemy odkrywać prawdę.

W pewnym momencie nie będziemy wiedzieć co jest prawdą…

Tak. Czy wszyscy jakby go nabierają, czy nie? Czy oni głównego bohatera wkręcają? To jest jego choroba? O co chodzi w ogóle? My zresztą przy pracy nad tym spektaklem rozmawialiśmy o jakiś swoich osobistych doświadczeniach rodzinnych i okazuje się, że każdy z nas ma w rodzinie osobę starszą, która wymaga dodatkowej opieki właśnie, cierpliwości, czułości. Myślę więc, że to jest bardzo aktualny temat i wspaniale, że takie przedstawienie powstało.

Fajnie, że w ogóle sięgnięto po tego dramatopisarza. Florian Zeller jest bardzo znany w Europie, a u nas to będzie prapremiera jego sztuki.

Uważam, że to też ze względu na bardzo trudny tekst do nauki. Zeller jest Francuzem i tłumaczenie sztuki jest bardzo francuskie. A Francuzi inaczej dialogują – to było dla nas duże wyzwanie przy nauce tekstu, aby to dobrze przekazać. Trudność dla Pana Mariana, żeby te jego postaci się mieszały, jeszcze ten język, ten dialog, który był bardzo szybki, niuansowy. Krótkie, szybkie odpowiedzi... To wymaga czasu, aby na dobre rozgościć się w tym tekście. Granie przedstawień nam w tym z pewnością pomoże, z każdym spektaklem będzie coraz lepiej. Czy się uda? To już widz musi na to pytanie odpowiedzieć.

Rozmawiała Małgosia


„Ojciec” F. Zellera w Ateneum w Warszawie, Małgorzata Mikołajczak, foto Krzysztof Bieliński
Spektakl oglądała 12 kwietnia - Małgosia
Najbliższe przedstawienia - 27, 28, 30 i 31 maja


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz