piątek, 2 czerwca 2017

Młodzi widzowie w teatrze

Ogólnie jestem za. Ale z paroma zastrzeżeniami.

Do napisania tego wpisu skłoniła mnie historia, która niedawno przydarzyła mi się przy oglądaniu "Jeziora Łabędziego" w Teatrze Wielkim w Warszawie (niestety nieodosobniona). Na niezajętych wcześniej miejscach w pierwszym rzędzie parteru, tuż koło mnie, pojawiła się w przerwie młoda rodzina: rodzice z dwoma kilkuletnimi córkami. Tuż przed rozpoczęciem drugiego aktu przyszli inni widzowie, z biletami na dwa z tych miejsc i rodzina musiała na szybko się podzielić. Na dole został ojciec z młodszą (maksymalnie pięcioletnią) córką. Mama ze starszą córką udała się na balkon/do amfiteatru. Podział okazał się (delikatnie mówiąc) nienajszczęśliwszy. Zaraz po rozpoczęciu aktu dziewczynka wyznała scenicznym szeptem tacie "Nudzę się..." i odtąd regularnie temu poczuciu dawała wyraz. Na zmianę z "Chcę do mamy". Drugi akt Jeziora, najdłuższy z całości (godzinny), pełen nastrojowej muzyki i zespołowych scen w bieli, stracił większość swojej magii. Na trzeci akt rodzice na szczęście zamienili się córkami i końcówkę oglądałam już z uwagą skupioną na scenie.

A można było uniknąć takiej sytuacji. Po pierwsze, dobrać przedstawienie stosownie do wieku i obycia teatralnego dzieci. "Dziadek do orzechów", któreś z przedstawień w południe, byłby dużo lepszym punktem startu. Jeśli dzieci już Dziadka widziały, to może warto pomyśleć o pozostałych propozycjach Teatru Wielkiego skierowanych specjalnie do dzieci? Są abonamenty edukacyjne 5+ i 10+, na pewno bardziej dostosowane do wrażliwości małego widza niż balet o zdradzie, despotycznym ojcu i miotaniu się pomiędzy kochanką i ukochaną kobietą... Jeśli rodzice czuli, że mimo wszystko muszą iść z dziećmi na Jezioro Łabędzie, powinni kupić miejsca koło siebie (podejrzewam, że na miejscach, z których przyszli, tak było, ale ulegli pokusie oglądania spektaklu z pierwszego rzędu), a nie skazywać innych widzów na dziecięcy (pełen pretensji o nudę i chwilowy brak mamy) szczebiot w tle.

Pierwszy rząd parteru to zdecydowanie nie jest dobre miejsce dla niedużych dzieci. Wprawdzie teatr dysponuje poduszkami (dostępnymi w szatni), które podwyższają trochę dziecku punkt widzenia, ale i tak nie ma stamtąd naprawdę dobrej widoczności, sceny zbiorowe wyglądają mniej efektownie niż z amfiteatru lub któregoś balkonu i są jeszcze inne niedogodności. Pierwszy rząd odziera oglądanie baletu z romantyzmu. Słychać stukot baletek, widać mocny makijaż artystów, czasem słychać wyrazy emocji dyrygenta mocno przeżywającego swoją pracę, a aktorstwo obliczone na widoczność z najdalszych zakątków widowni jest niejednokrotnie mocno przerysowane. Niektórzy dorośli celowo omijają ten rząd (nie jest on zresztą najdroższą miejscówką na widowni (to dopiero IV strefa, czyli są trzy lepsze).

Wiem, rozumiem, że rodzice mają ambicje, by wychować dzieci na kulturalnych ludzi, uczestniczących w koncertach i spektaklach regularnie i z przyjemnością. Ale tego nie uzyskuje się, zabierając dzieci na to, co chcą oglądać rodzice. Trzeba zaczynać od prostszego repertuaru, zwłaszcza gdy edukacja zaczyna się jeszcze w wieku przedszkolnym. Zachęcam rodziców do przeglądania oferty skierowanej do maluchów. Na takich koncertach udzielanie dzieciom pouczeń półgłosem uchodzi i jest naturalne. Inni widzowie rozumieją, że gdzieś trzeba tego obycia nabrać. Filharmonia prowadzi od lat cykle koncertów dla dzieci, obecnie to kilka różnych abonamentów, już od grupy wiekowej 3-6 lat, Teatr Wielki ma dwa abonamenty dla dzieci (wspomniane wcześniej), także w innych teatrach trafiają się przedstawienia dla najmłodszych (popatrzcie choćby na repertuar Syreny). Są też teatry dla dzieci (Baj, Lalka, Guliwer...). Oprócz placówek typowo teatralnych są też inne miejsca godne uwagi. Widzieliście projekt "Smykofonia"? Unikajcie na początku przedstawień z przerwą (także tych skierowanych do dzieci), bo u początkujących melomanów/teatromanów koncentracja po przerwie staje się praktycznie niemożliwa. Gdy już zaczniecie bywać na przedstawieniach z przerwą (koncerty w filharmonii przewidują takową), pamiętajcie o zabraniu batonika/jabłka i czegoś do picia (lub przygotujcie się na stosowny wydatek w bufecie teatralnym). Zachęćcie w przerwie pełne energii dzieci, by trochę pobiegały, poszalały, będzie im łatwiej siedzieć. I wstąpcie z nimi w przerwie do toalety, to też będzie sprzyjało koncentracji w drugiej części spektaklu/koncertu. Aż pewnego dnia, gdy wbiegniecie do gmachu filharmonii w ostatniej chwili i nerwowo zaczniecie zdejmować z dzieci czapki, usłyszycie uspokajające "Jeszcze mamy czas, przecież to dopiero drugi dzwonek". Cóż, wychowanie bywalca wymaga trochę wysiłku, ale daje dużo satysfakcji.

Czego życzy Wam z całego serca Maria.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz