środa, 4 grudnia 2024

Milena Suszyńska o nowej premierze Teatru Ateneum

Kryminały, książki sensacyjne rządzą dziś światem. Ten rodzaj literatury panuje i jest niezwykle poczytny. Jak wiadomo miłośnikom kryminałów, a tych są miliony, "Pułapka na myszy" jest na samym szczycie popularności, mimo że od jej napisania minęło ponad siedemdziesiąt lat.

"Pułapkę na myszy" w Ateneum reżyseruje Artur Tyszkiewicz.

Aura tajemnicy i dreszczyku - mamy angielski prowincjonalny pensjonat zimą i goście uwięzieni w podwójnej pułapce, bo przez śnieg i mordercę ukrytego pośród nich. Zagadka nieuchronnego morderstwa oczywiście się wyjaśnia w sposób jak zwykle zaskakujący, bo nie przypadkiem Agatha Christie jest mistrzynią kryminału, mistrzynią tworzenia napięcia i grozy i zaskakujących zwrotów akcji. O najnowszej i pierwszej tego sezonu premierze w Teatrze Ateneum rozmawiamy z główną bohaterką przedstawienia, aktorką tak bardzo kochanego teatru znad Wisły - Mileną Suszyńską.



Przepiękna scenografia, piękne stroje – to od razu się zauważa jak wchodzimy na widownię.

Oj, to miłe, że pani tak mówi. To prawda, każdy strój był pieczołowicie dziergany przez Joannę Zemanek. Wiele pracy włożyła przy scenografii i kostiumach. Joasia wykonała koronczarską pracę, zbierała rekwizyty - nawet nie wiem, skąd niektóre pochodzą. Mamy stary zeszyt, pożółkły, w którym ja notuję różne sprawy, faktycznie z lat 50., Łukasz Lewandowski ma na głowie starą siatkę, która także pochodzi z dawnych czasów. Są to przedmioty gdzieś wyciągnięte przez panie garderobiane. Ja mam oryginalny odkurzacz z lat 50. Tworzymy żywych bohaterów. To jest klasyczna psychologia, mamy okazję stworzyć bohaterów od podstaw, pokazać ich przemianę. Oni mają swoje tajemnice, swoje zagadki wewnętrzne. Jest to bardzo duża przyjemność i wierna praca z Arturem Tyszkiewiczem. Pierwszy raz miałam tę przyjemność pracy z dyrektorem i to była radość. W ogromnym zaufaniu mogłam się poruszać w czasie tych prób jako aktor.



Pracę nad spektaklem zaczęliście tradycyjnie od czytania książki...

Nigdy nie lubiłam kryminałów, ale rozumiem fenomen Agathy Christie. Mam taką książeczkę dla dzieci "Mali Wielcy", już w niej jest autorka przedstawiona jako super bohaterka. Dla mojego synka Gucia jest to postać bardzo ciekawa - ona jako właśnie super bohaterka. Przygotowując się do spektaklu, przeczytałam autobiografię, która wspaniale odzwierciedla tamte czasy. Dowiadujemy się, jak została wychowana, pisze o swoim wspaniałym dzieciństwie, i myślę, że to - obok wspaniałego intelektu - była jej wielka moc. Jest tam też brytyjski humor i groza. Dzięki niej kryminał wyrósł do wysokiej rangi literackiej. Poprzez to, jakich bohaterów tworzyła, są to postaci prawdziwe i bardzo często głęboko zranione - co jest bardzo ciekawe.

"Pułapka na myszy" była napisana bez udziału słynnych detektywów - Herculesa Poirota i panny Marple...

Jest to oddzielny utwór, bez szans na kontynuację, zamknięty utwór. Najpierw powstało opowiadanie, a potem na bazie tego powstała sztuka teatralna, i faktycznie jest to taka zamknięta kapsuła.

Za wami zapewne niezapomniane tygodnie pracy...

Wspaniała praca. Dyrektor gwarantuje spokój, kulturę, szacunek do aktora, Ja natychmiast, mając takiego reżysera, byłam absolutnie oddana tworzeniu, od pierwszych prób. Umiałam tekst, przyszłam otwarta na wszystko, nie dyskutująca, po prostu wykonująca polecenia. Reżyser od początku wiedział czego chce, wszystko miał wspaniale zaplanowane. Od początku w to wskoczyłam, dając od siebie jak najwięcej.

Trudno jest przenieść kryminał na scenę...

Bardzo trudno. Oprócz tej zagadki, kto zabił, trzeba przenieść ten ciężar, dlaczego to zrobił - to jest klucz. Nie chcę odkrywać kart, ale sama zasadzka będzie zagadką, trzeba przyjść i obejrzeć. Myślę, że ten temat – dlaczego? - jest bardzo aktualny. Serdecznie zapraszamy.

Rozmawiała Małgorzata Gotowiec



Teatr Ateneum w Warszawie
"Pułapka na myszy" Agathy Christie w reżyserii Artura Tyszkiewicza
Milena Suszyńska, foto Krzysztof Bieliński
Spektakl widziała 27 listopada Małgosia
Najbliższe spektakle od 28 do 31 grudnia

poniedziałek, 25 listopada 2024

Mateusz Kmiecik o najnowszej premierze Sceny Narodowej

"Faust" to oparta na dawnej legendzie historia uczonego, który tak bardzo marzył o choćby najmniejszej chwili szczęścia, że zawarł w tym celu pakt z diabłem.
To także namysł nad różnymi fazami ludzkiego życia – Johann Wolfgang Goethe pisał dzieło od młodości po późną starość. Jest to lustro podstawione całej europejskiej kulturze i jedno z jej największych arcydzieł. Reżyserem spektaklu jest Wojciech Faruga.



Kolejne pokolenia przeglądają się w tym lustrze od dwustu lat. Co widzą w nim dzisiejsi twórcy, wychowani na przełomie wieków i z bagażem własnych doświadczeń stający naprzeciw przyszłości?

O nowej sztuce rozmawiamy z aktorem Teatru Narodowego Mateuszem Kmiecikiem.

- W spektaklu gram jednego z pięciu Mefistofelesów. Mój Mefistofeles wciela się w postać Charliego Chaplina. Sporo materiałów obejrzałem pod kątem humoru Chaplina i jego podejścia do pracy. Kilka jego "gagów" tu umieściłem i przerobiłem, żeby były trochę bardziej enigmatyczne i ciekawsze dla widza – mówi nam Mateusz Kmiecik.

Za wami bardzo ciężka praca...

Bardzo ciężka. To dzieło, które pisał całe życie - ogrom materiału. W pewnym momencie, gdy zaczęliśmy pracować nad "Faustem", mieliśmy około 120 stron scenariusza, co w przypadku sceny oznacza pięciogodzinny spektakl. W efekcie skróciliśmy materiał, ale to i tak będzie spektakl niespełna czterogodzinny. Taki jest ten materiał i nie da się go okroić na tyle, żeby nie opowiedzieć tej historii w całości. Należało tak go przełożyć na deski teatralne, żeby można było z bohaterem Faustem przejść przez całe jego życie.



Trafi do ludzi?..

Myślę, że tak. Człowiek ma dwie drogi i musi wybrać, którą będzie szedł przez życie – dobra lub ta gorsza, w której jest kuszenie. To jest aktualne w dzisiejszym świecie. Taki problem będzie aktualny zawsze. Natomiast język, który jest w "Fauście" zawarty, czasami nie pomaga, ale trzeba go w taką stronę obracać, żeby nam pomagał w XXI wieku.

Znasz doskonale pracę z reżyserem Wojciechem Farugą.

To jest moja trzecia produkcja z Wojtkiem. Mam wrażenie, że jak przychodzi na pierwsza próbę i robi nam wykład - który trwa 2, czasem 3 godziny - to nie wszystko można zrozumieć, bo Wojtek to wielki intelektualista. Jednak takich wybitnych ludzi nie zawsze od razu się rozumie. Przy "Fauście" miał wszystko pokładane. Zawsze są niuanse do poprawienia, ale kompozycja i plan był tak świetnie przedstawiony, że 80% tego, co przekazał nam w maju na pierwszym spotkaniu, zostało zrealizowane. Atmosfera na próbach był rewelacyjna, ale to jest cecha pracy z Wojtkiem. Gdy nie ma napięć i obowiązuje kulturalna rozmowa na próbach - to nie może być inaczej.

Zapraszamy na spektakl, aby sobie każdy mógł wyrobić własną opinię i aby móc przemyśleć gdzie ten świat idzie...

Rozmawiała Małgorzata Gotowiec



Teatr Narodowy w Warszawie
"Faust" - Autor: Johann Wolfgang Goethe
Reżyseria: Wojciech Faruga
Mateusz Kmiecik, foto Marta Ankiersztejn

Najbliższe spektakle – 10, 11 i 12 grudnia

czwartek, 27 czerwca 2024

Anna Grycewicz o ostatniej premierze sezonu w Teatrze Narodowym

Teatr Narodowy w Warszawie kończy sezon premierą spektaklu "Feblik" według dramatu Małgorzaty Maciejewskiej w reżyserii Leny Frankiewicz. Dramat został wyróżniony Nagrodą Dramaturgiczną im. Tadeusza Różewicza w pierwszej edycji tego konkursu.



Swojski przednówek, ale licho nie śpi. Zimno tak, że powietrze trzeba rąbać siekierą. Babci przy piecu dobrze, choć coś od niej odpada, a na wiosnę ma przecież wypuścić korzenie. W magicznym niby-wiejskim świecie, w nieokreślonej epoce tajemniczy feblik dopada dorastającą Manię. Towarzyszymy bohaterce w jej lękach i zdziwieniu światem, w rozpaczy i w walce o niezależność – czytamy na stronie teatru.

To jest niesamowite, że tak młoda dziewczyna napisała w dzisiejszych czasach taki tekst. Jak pierwszy raz przeczytałam scenariusz, to zobaczyłam, że jest on specyficznym językiem napisany. Ani to jest dialekt, a jednak gdzieś, mamy wrażenie, że mówimy jakimś dialektem folklorystycznym, że gdzieś ze wsi ten tekst pochodzi. Byłam pod ogromnym wrażeniem tego tekstu, bo jest na prawdę świetnie napisany. Małgosia Maciejewska dostała liczne nagrody, i jest to pierwsza część trylogii. Nie czytałam dwóch pozostałych, ale jestem ciekawa co dalej będzie się działo – mówi w rozmowie z nami aktorka Teatru Narodowego Anna Grycewicz.

Lena Frankiewicz reżyseruje już w Teatrze Narodowym trzecią sztukę.

Miałam to szczęście pracować z Leną Frankiewicz przy spektaklu "Piknik pod Wiszącą Skałą". To sama przyjemność, pracuje się z nią fantastycznie. Mieliśmy znakomity zespół – Barbara Hanicka stworzyła nam piękną scenografię, Michał Dracz kostiumy, Agnieszka Kryst choreografię. Całe grono wspaniałych ludzi. Bawiliśmy się wspaniale przy tym, a jednocześnie mieliśmy zagwozdkę, jak to przekazać, żeby powaga sytuacji nas nie poniosła, żeby nie zrobić z tego jakiegoś przesadnego humoru. Zależało nam, żeby wyszła uniwersalność z tego tekstu. I nie można zapomnieć o wspaniałej muzyce, jaka nam towarzyszy.

Co jest w tekście najważniejsze?

Najważniejsze w tym tekście jest to, że różnice pokoleniowe są zawsze. Ja z perspektywy swojej postaci - matki głównej bohaterki - może mi się wydawać, że jestem już nowoczesna, rozumiem córkę, ale nie - bo jednak wychowałam się w innych czasach. Jestem już uwiązana przez jakieś schematy, które wyniosłam z domu rodzinnego. Tego się niestety nie da uniknąć. Każde pokolenie się z tym zmaga i zawsze ci najmłodsi się buntują przeciwko temu światu, bo jakżeby inaczej, każdy z nas się buntował. Wydaje mi się, że widz może w tej wspólnocie ludzi żyjących w określonym miejscu i czasie odnaleźć swoje wspólne cechy, nawet jak nie pochodzi z tego miejsca co bohaterowie spektaklu.

Feblik... cóż to za przypadłość?

Zaczerpnięte to zostało z "Lalki" Bolesława Prusa. Jest to nic innego jak "poczuć do kogoś miętę", w dzisiejszym języku - młodzież by powiedziała, że czuje z kimś "flow". To jest nasz feblik.

Może będzie kontynuacja trylogii?

Zobaczymy, czy będziemy robić kolejne części. Myślę, że to zależy od tego, jak widzowie przyjmą pierwszą część. Zapraszamy na spektakl. Jak ktoś nie zdąży w czerwcu, to już we wrześniu – dodaje Anna Grycewicz.



Rozmawiała Małgorzata Gotowiec

Teatr Narodowy w Warszawie, Scena Studio.
"Feblik" w reżyserii Leny Frankiewicz, Anna Grycewicz, foto Marta Ankiersztejn

Najbliższe spektakle – 17, 18, 19 września

poniedziałek, 15 kwietnia 2024

"Charków! Charków!" w Teatrze Polskim

Spektakl muzyczny "Charków! Charków!" to prapremierowa realizacja sztuki Serhija Żadana, która powstała na zamówienie Teatru Polskiego w Warszawie. Od 22 marca możemy oglądać ten spektakl na deskach stołecznego teatru.



Spektakl w musicalowej formie opowiada historię inspirowaną losami awangardowego teatru Berezil i jego twórcy – reżysera i reformatora Łesia Kurbasa, który działał w Charkowie w latach 1925-1933. Opowiada ona historię konfliktów pomiędzy miastem i teatrem, dyrektorem teatru i reżyserem, reżyserem i widzami, reżyserem i aktorami... Losy Kurbasa stają się metaforą losów każdego twórcy – a może każdego z nas – "Everymana" walczącego o ideały – napisano na stronie Teatru Polskiego.

W naszym przedstawieniu Łeś Kurbas nie zostanie rozstrzelany, ale zrobi wielką karierę na Zachodzie. Otrzyma Oscara – powiedziała reżyser spektaklu Svitlana Oleshko. Zrobiliśmy spektakl muzyczny. Nasz kompozytor Noam Zylberberg podkreśla jednak, że musical jest formą widowiska i nie musi być rozrywką – dodała reżyser przedstawienia.

Kim był Łeś Kurbas?
Łeś Kurbas był jednym z pierwszych reżyserów, który posłużył się filmem w teatrze. Jako pierwszy wystawił w Charkowie musical jazzowy. Eksperymentował z aktorami i z ruchem. W 1921 roku napisał, że współczesny ukraiński teatr jest jak "niedomyślona myśl, niedociągnięty gest i niedoniesiona tonacja". Chciał zbudować inny teatr i to robił. I jak mówił, że właśnie w Charkowie z teatrem Berezil zrobił swoje najlepsze spektakle.

Co jest istotą tego spektaklu?
To powieść o tragedii ukraińskich artystów w Charkowie, tzw. "rozstrzelanego pokolenia". Ale też widzimy tu historię uniwersalną, dla każdego. Mamy opowieść o mieście, o teatrze, o miłości, o zdradzie – czyli samo życie. Nasz bohater Kurbas był wielkim reformatorem teatru ukraińskiego, a jego wiedza i umiejętności były uniwersalne – powiedziała Svitlana Oleshko. Scenografia w spektaklu odwołuje się do konstruktywizmu i futuryzmu. Składa się z m.in. z metalowych schodów i podestów, które mogą także kojarzyć się z więziennymi korytarzami. Autorką jest Katarzyna Zawistowska, którą reżyserka poznała już w Warszawie. Obu paniom zależało, aby scenografia zachowała w sobie aurę tragizmu.

Małgorzata Gotowiec

"Charków! Charków!", Teatr Polski w Warszawie
Przekład - Adam Pomorski, reżyseria - Svitlana Oleshko, scenografię i kostiumy zaprojektowała Katarzyna Zawistowska, muzykę skomponował Noam Zylberberg
Występują: Dorota Bzdyla (Aktorka, Sekretarka, Klapserka, Ludzie na dworcu, Ludzie z miotłami), Jakub Kordas (Aktor pierwszy, Szef działu promocji, Ludzie na dworcu, Ludzie z miotłami), Michał Kurek (Aktor drugi, Księgowy, Ludzie na dworcu, Ludzie z miotłami) i Modest Ruciński (Reżyser, Korespondent)
Najbliższe spektakle 18, 19 i 21 maja

piątek, 29 marca 2024

"Żuan Don" - biografia, jakich mało

Dawno nie czytałam tak dobrej biografii. Dobrej pod każdym względem.



Przede wszystkim jest to książka napisana lekkim piórem, którą czyta się lekko i z zainteresowaniem. Ma styl wystarczająco przezroczysty, by czytający nie zwracał uwagi na formę, a jednocześnie słowa są dobrane starannie, działają na wyobraźnię. Niektóre opisane sceny zostają pod powiekami jeszcze długo po zamknięciu książki. Sprawność warsztatowa to niejedyna zaleta opowieści Marii Wilczek-Krupy. To dzieło udokumentowane w stopniu rzadko spotykanym. Zwykle autorom aż tak się nie chce drążyć, z trzech sprawdzonych zdarzeń i pięciu zasłyszanych anegdot budują pół książki, a tu mamy w obfitości wszelkie rodzaje źródeł i - co jeszcze rzadziej się zdarza - to bogactwo nie męczy i nie rozprasza uwagi. Przypisy świadczą o wyjątkowej dociekliwości biografki - od oczywistej bibliografii książek Jeremiego Przybory i o Jeremim Przyborze, przez źródła prasowe, dokumenty z archiwów, aż po informacje pochodzące z rozmów autorki z przyjaciółmi i rodziną Starszego Pana B. Po latach odcinania kuponów od popularności Starszych Panów przez twórców drugiej i trzeciej kategorii (zwłaszcza o kilku wydawnictwach płytowych "inspirowanych" twórczością Przybory i Wasowskiego chciałabym kiedyś zapomnieć) trzymam w rękach wreszcie coś solidnego, czego autorka wykonała tytaniczną pracę przy zbieraniu informacji i ich uporządkowywaniu. Nie polegała na ustaleniach innych biografów i słowach samego Przybory. Ze zdrową dawką nieufności oglądała każdą informację i ją weryfikowała. Sam początek opowieści jest może wolniejszy i bardziej żmudny w lekturze, ale gdy biografia nabiera tempa, to nie traci go do końca.

A w jakim znakomitym stylu toczy się ta opowieść! Przy lekturze wyraźnie widać, że autorka lubi swoich bohaterów (Przyborę, jego bliskich, przyjaciół i znajomych). Lubi, nie wielbi, dzięki czemu umie pisać równie swobodnie o ich zaletach i wadach. Rozszyfrowuje nazwiska kochanek Przybory i losy tych mniejszych i większych romansów. Ma dużo zrozumienia dla ludzkich słabości, szuka ich przyczyn i stara się (w każdym razie na kartach biografii) ich nie osądzać. Tłumaczy źródła różnych zachowań. Po raz kolejny można się przekonać, jak wiele w Polakach/Polkach traum wojennych, które oddziaływują także na kolejne pokolenia. Dociekliwość i opisywanie niekoniecznie chwalebnych zdarzeń z życia bohatera opowieści nie staje się prostym plotkarstwem, nie służy płytkiej sensacji. To jest raczej opowieść o ciekawym człowieku i czasach, w których przyszło mu żyć.

Jeśli ktoś nie czytał dużo o znanych aktorach i piosenkarzach drugiej połowy XX wieku, tu będzie miał przy okazji Przybory znakomity przegląd istotnych twórców epoki. Na marginesie życiorysu głównego bohatera pojawiają się te postaci, z równie wnikliwym opisem, celnie i z sympatią szkicującym ważne cechy i motywacje. Kto czytał o tym mikroświecie więcej, tu znajdzie informacje pięknie uporządkowane i uzupełnione tam, gdzie trzeba. Przez lata nie mogłam się przekonać do Agnieszki Osieckiej, to bardzo trudna osobowość, ale dzięki tej książce mam więcej prostego ludzkiego współczucia dla poetki i zrozumienia dla jej twórczości. To, co nie udało się wydanym w formie książkowej "Listom na wyczerpanym papierze" (korespondencja Przybory i Osieckiej z czasów romansu) oraz sztuce powstałej na podstawie tej epistolografii, to przebiło się wreszcie przez moją skorupę niechęci do poetki i zapewniło jej ciepły kącik w sercu. Maria Wilczek-Krupa nie upiększa i nie pudruje rzeczywistości, ale też nie demonizuje i nie dramatyzuje nad miarę. Tam, gdzie jest niewyobrażalny dramat (wojna), pisze najprościej i najbardziej przejrzyście.

Podejrzewam, że dla osoby zaczynającej znajomość z życiorysem Przybory, to może być oszałamiające bogactwo, niemożliwe do przyswojenia przy zbyt łapczywym czytaniu. Takim czytelnikom polecam dawkowanie sobie tej pięknej książki po kawałeczku. Starczy na dłużej i więcej się zapamięta. Ale chyba każdy czytelnik, także ten lepiej orientujący się w twórczości i życiorysie Mistrza, z przyjemnością zanurzy się w świat poety i nie będzie chciał go szybko opuszczać. Tak, to biografia z klasą, bardzo adekwatna do twórczości i osobowości Przybory. Przez cały czas lektury powtarzałam wszystkim znajomym "przeczytaj tę biografię, jest znakomita". I Wam także to radzę. Cytując samego Przyborę - nie pożałuje Pan (Pani też) :)

Przeczytała Maria Górska

"Żuan Don" Maria Wilczek-Krupa, wyd. Znak, Kraków 2023

wtorek, 12 marca 2024

Emilia Komarnicka-Klynstra o nowej premierze w Teatrze Ateneum

Teatr Ateneum w Warszawie świętuje w tym roku swoje 95-lecie istnienia. Teatr na Powiślu ma ogromną rzeszę wielbicieli – w tej kwestii nic się nie zmienia na przestrzeni prawie już wieku...tłumy do Ateneum przychodzą i bardzo często widzimy informację – bilety na spektakl wyprzedane, zapraszamy w innym terminie. 24 lutego odbyła się kolejna premiera tego jubileuszowego sezonu. Jest nią sztuka "Napis" bardzo lubianego francuskiego pisarza Geralda Sibleyrasa, w reżyserii dyrektora Ateneum Artura Tyszkiewicza. Obsada – najlepsza z najlepszych, plejada asów Teatru Ateneum, a to zapowiada po prostu sukces przedstawienia. Grzegorz Damięcki, Paulina Gałązka-Sandemo, Emilia Komarnicka-Klynstra, Bartłomiej Nowosielski, Marzena Trybała, Krzysztof Tyniec.



Jesteśmy w Paryżu - elegancka kamienica, a w niej przekrój społeczeństwa. Mieszkańcy patrzą na innych trochę z góry, choć tak naprawdę są banalni, poprawni politycznie i mówią frazesami z telewizji. Mija kolejny dzień z ich życia...normalny, przewidywalny, gdyby nie...nowi lokatorzy i budzący emocje napis w windzie... ale jaki i jak potoczy się cała historia...to już zapraszamy do teatru, nikt się nie będzie nudził – rozrywka na najwyższym poziomie gwarantowana.

"Napis" jest na pozór wesołą komedią, ale chyba lepiej pasują do niego słowa słynnej niegdyś piosenki: "z jednej strony śmiech szalony, z drugiej strony gorzka łza". O nowym spektaklu rozmawiamy z aktorką Teatru Ateneum Emilią Komarnicką-Klynstra.

Sztuka "Napis" jest jednym z bardziej wyjątkowych tekstów, które miałam wraz z kolegami przyjemność wykonywać. Praca była absolutnie zespołowa, to nie jest przedstawienie na kreacje aktorskie, to jest sztuka, która ma potencjał na jedną wielką pięknie brzmiącą wspólnie partyturę – mówi w rozmowie z nami Emilia Komarnicka-Klynstra.

Przed Wami wyzwanie...

Tak, to jest dla nas wyzwanie, ponieważ to nie jest sztuka, gdzie każdy ma monolog, gdzie mamy okazję poznać bliżej wnętrze bohatera. "Napis" to jeden ciąg dialogów. Zgodnie z tradycją francuskiej dramaturgii dialog jest najważniejszy! Jak to określił nasz reżyser - pięknie, słusznie i inspirująco - nic dodać, nic ująć. Nam aktorom, pozostaje przeprowadzić „tylko” logikę tego tekstu. I jest to w tym przypadku po prostu bardzo przyjemne – dodaje aktorka.



Czy to jest komedia?

Tak, choć z gatunku tzw. mądrych komedii. Trudno określić słowami mądrość tej sztuki. To jest trochę jak z klasyką uznaną, jak z V symfonią. Nikt nie pyta o czym ona jest, bo dla każdego jest czymś innym. Najwyższym celem naszego zespołu, naszej obsady jest nie stawiać żadnej tezy, tylko tak opowiedzieć tę historię pewnego przypadku, że stanie się dla widza lustrem. I teraz w zależności od tego, w jakim momencie swojego życia zastaje nas widz, będzie to bardziej komedia lub bardziej popłyną łzy na temat kondycji społeczeństwa.

To jest fascynujące, jak my wyglądamy w takim lustrze...

My nie opowiadamy się po żadnej ze stron, ani nie twierdzimy, że taka jest nasza rzeczywistość, delikatnie tylko podstawiamy lustro i dbamy o to, żeby ono nie było krzywe. Te hasła czy przymiotniki, które padają w scenach, można usłyszeć w mediach społecznościowych, w telewizji, w radio. Wszystkie te popularne hasła: tolerancja, równość, solidarność, jawność - ale co się pod tym kryje dla każdego z nas? Czy tylko je powtarzamy, tak jak jedna z naszych bohaterek, świetnie grana przez Marzenę Trybałę - odpowiada na pytanie „tak, ale co to znaczy?, "Tak pisali w tv". "Ale co to znaczy? Tak pisali w telewizji". To jest może taki moment, żeby się nad tym zastanowić, czy rzeczywiście uprawiam modę na jakąś postawę? Czy rzeczywiście wiem, gdzie ja ze swoją prawdą jestem?

Znakomita obsada. Myślę, że wspaniale Wam się razem pracowało...

Wspaniała obsada, z takimi artystami pracuje się wyśmienicie. Płyniemy razem, jest współpraca, zaufanie, każdy wnosi coś od siebie. A to, na czym trzeba się skupić, to logika i sens podawanego tekstu. Podstawa to przeprowadzenie tematu, i to jest naszym zadaniem, żeby widz podążał za historią i szukał w tej przypowieści swojego sensu. Tekst jest świetnie napisany, a więc wystarczy zaufać.

Lubimy francuską twórczość na scenie.

Tak, francuskie pisanie jest ciekawe dla grania, gdyż ono stawia na słowo, tak ważna jest właśnie logika tekstu. Oni lubią mówić. Francuzi dużo mówią, mówią smacznie, jak się ich słucha, to od razu chce się coś smacznego zjeść lub coś wypić, i tu analogicznie: Ta sztuka jest po prostu smaczna jak nasza ulubiona potrawa, którą robimy, kiedy mamy gości, bo wiemy, że zawsze wyjdzie. Zapraszam serdecznie na spektakl – puentuje Emilia.



Rozmawiała Małgorzata Gotowiec

Teatr Ateneum w Warszawie, "Napis" w reżyserii Artura Tyszkiewicza
Emilia Komarnicka-Klynstra, foto Krzysztof Bieliński
Spektakl widziała 2 marca Małgosia
Najbliższe przedstawienia 4-7 kwietnia

piątek, 2 lutego 2024

Łukasz Lewandowski w monodramie w Ateneum

Znakomitego aktora Łukasza Lewandowskiego możemy słuchać i oglądać na Scenie 61 tak bardzo lubianego stołecznego Teatru Ateneum. "Historia Jakuba" Tadeusza Słobodzianka – to opowieść inspirowana faktami. Bohaterem jest ksiądz i filozof, który pewnego dnia dowiaduje się, że wcale nie jest tym, kim jest.



- Mój bohater chce poznać swoją prawdziwą tożsamość, a to nie jest łatwe. Pragnie poznać swoje korzenie, wiarę, narodowość i pochodzenie, a nade wszystko logiczne połączenie tego wszystkiego z dotychczasowym życiem. Będzie nieco strasznie, trochę śmiesznie – mówi w rozmowie z nami aktor Teatru Ateneum Łukasz Lewandowski.

Zgadza się pan z tym, że monodram jest czymś najtrudniejszym dla aktora, zwłaszcza wtedy, gdy gra się kilka postaci?..

Pewnie tak, i nie ma co z tym dyskutować, ale to nie znaczy, że gdy gramy spektakle z partnerami, to one są łatwiejsze. Wiele zależy od tematyki, ale też od moich predyspozycji. Próba ucieleśnienia czegoś, co jest bliskie człowiekowi, jego lekturą, czym się kształtował, co go ukształtowało. Wtedy nawet takie trudne tematy wydają się trudne obiektywnie. Czasami te rzeczy, które są bardzo bliskie aktorom, są bardzo trudne, bo ta intymność często nie polega na nagości, tylko na tematach, które są bolesne - wtedy ciężko to się gra. Czasami tematy dla kogoś trudne są łatwe i proste dla innej osoby. To wymaga techniki. Pewnie 15 lat temu kosztowałoby mnie to zawał serca, a dziś może trochę mniej.

A jak wpadliście na pomysł wystawienia "Historii Jakuba" w Ateneum? Miałam to szczęście widzieć ten spektakl w Teatrze Dramatycznym.

To jest to dobro, które otrzymałem od Tadeusza Słobodzianka. Nasze rozstanie z Teatrem Dramatycznym było jakie było, nie chcę o tym mówić, wracać do tego. I spektakl i teatr to jest tak ulotna rzecz, i tak znikająca, że ten tekst - okazuje się - jest cały czas tak aktualny i po co ma leżeć w szufladzie i się marnować. Bardzo się cieszę, że dajemy nowe życie temu spektaklowi. To jest szlachetny gest, jaki wykonał wobec mnie Tadeusz Słobodzianek. Był plan, żeby to wieloobsadowe przedstawienie ze Sceny Na Woli Teatru Dramatycznego przenieść - z różnych powodów ciągle nie było na to czasu, pojawiały się różne problemy. Natomiast dyrekcja Teatru Ateneum była na tyle otwarta i wspaniała, że przyjęła naszą propozycję z radością - i nie ukrywam, że z olbrzymią atencją wobec mnie i wobec Tadeusza Słobodzianka. I zrobiliśmy to. Wielka radość.



Kim jest Pana bohater?

Mój bohater przede wszystkim jest Polakiem. Jest księdzem i filozofem, a potem w dojrzałym wieku dowiaduje się, że jest Żydem. Myślę, że los obdarzył go skrajnymi okolicznościami i w swoim życiu nie tylko musi, ale nade wszystko chce się z nimi mierzyć. To jest opowieść o tym, jak po tylu doświadczeniach pozostać wspaniałym człowiekiem. I to cały czas człowiekiem otwartym, pogodzonym, szukającym innych ludzi, szukającym światła. Zapraszam do teatru – dodaje na koniec aktor.

Rozmawiała Małgorzata Gotowiec

Za kreację Mariana/Jakuba w spektaklu wystawionym w 2017 r. na Scenie Na Woli Teatru Dramatycznego Łukasz Lewandowski otrzymał nagrodę dla najlepszego aktora XVIII Ogólnopolskiego Festiwalu Dramaturgii Współczesnej "Rzeczywistość przedstawiona" w Zabrzu oraz wyróżnienie aktorskie na 58. Kaliskich Spotkaniach Teatralnych.

Teatr Ateneum w Warszawie
"Historia Jakuba" – autor tekstu Tadeusz Słobodzianek
Reżyseria - Aldona Figura
Scenografia i kostiumy - Joanna Zemanek
Łukasz Lewandowski, foto Karolina Jóźwiak
Najbliższe spektakle – 9, 10 i 11 lutego